Przez 4 tygodnie potwornie męczyłam się z "Ujarzmieniem". I nie dlatego, że stanowi szczególnie wyszukane wyzwanie intelektualne, ale z powodu poczucia, że nawet sam autor nie wie, co opisuje. I gdyby to było sprawozdanie, można by zagubienie przełknąć, ale w powieści pretendującej do s-f nie bardzo da się to zdzierżyć. Długie, bełkotliwe, pseudointelektualne opisy są zdziebko nudnawe. Akcji nie ma prawie wcale. Relacje między bohaterami są chore, wręcz paranoiczne. A do tego te "imiona": biolożka, Kontroler, Głos... Jesuuu... Byłam tak zmęczona, że dreszcz wywoływało tylko spojrzenie ile pozostało do końca...
I tak się toczyło mniej więcej do 85%, kiedy to znienacka pojawiła się akcja, opisy stały się spójne, emocje soczyste, a dreszczyk godny najlepszych horrorów. Mniam.
I jak to teraz w modzie: ciąg dalszy nastąpi. "Acceptance" ukaże się w oryginale już we wrześniu, więc, sądząc po tempie Wydawnictwa, jeszcze w tym roku można się spodziewać zamknięcia serii. Mam nadzieję, że zakończenie pozwoli mi wyżej ocenić zarówno "Unicestwienie" jak i "Ujarzmienie".
Jeff VanderMeer
Ujarzmienie
tyt. oryginału: Authority
przekład: Anna Gralak
Wydawnictwo Otwarte, czerwiec 2014
w wydaniu papierowym 400 stron
5/10