środa, 20 marca 2013



„Spełniły się wszystkie moje marzenia”
Piękne słowa o poranku.
Mój dzień zaczął się energizerem z Biedronki. Tani kop, gdy nic się nie chce. Na dworze buro. W piekarni zepsuta maszyna do krojenia chleba i wspominki, że kiedyś było dobrze, jak się chleb kupiło… W osiedlowym sklepie długa kolejka. „Jest chleb?” „Jest, z nocy.” „Z listopadowej chyba” – mówił mój dziadek. A i tak dobrze, że chleb był. Można go było odświeżyć w gorącej parze…
A dziś? Niby wszystko jest, ale…
„Spełniły się moje marzenia” powiedział sąsiad, którego nie widziałam blisko rok. Wyjechał. I żyje jak człowiek. W wynajętym mieszkaniu, w suterenie, ale z trawnikiem za oknem i z drzewami dookoła. I z wiatą przed wejściem, w której można rozpalić grilla nawet w deszczowy dzień. Praca straszna: opieka nad ludźmi wybudzonymi ze śpiączki. 10 – 12 pacjentów dziennie. Z rurkami po tracheotomii. Z pieluchami. Z kroplówkami. Starymi. Bez nadziei na poprawę. Strasznie, ale widok konta po wypłacie dodaje nowych sił. Za chwilę podwyżka. I wszystkie długi w kraju już spłacone. Po ledwie 9 miesiącach. A bank proponuje kredyt na zbudowanie własnego domu. Rodziców będzie można zabrać z dala od tej szarzyzny – zobaczą jak tam jest i już na pewno nie będą chcieli wrócić… „I rower nowy kupiłem, za 200 euro, przeceniony z 600, piękny. Tutaj nigdy nie mógłbym sobie na taki pozwolić. Spełniły się wszystkie moje marzenia…”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz