„Spełniły się wszystkie moje marzenia”
Piękne słowa o poranku.
Mój dzień zaczął się energizerem z Biedronki. Tani kop, gdy
nic się nie chce. Na dworze buro. W piekarni zepsuta maszyna do krojenia chleba
i wspominki, że kiedyś było dobrze, jak się chleb kupiło… W osiedlowym sklepie
długa kolejka. „Jest chleb?” „Jest, z nocy.” „Z listopadowej chyba” – mówił mój
dziadek. A i tak dobrze, że chleb był. Można go było odświeżyć w gorącej
parze…
A dziś? Niby wszystko jest, ale…
„Spełniły się moje marzenia” powiedział sąsiad, którego nie
widziałam blisko rok. Wyjechał. I żyje jak człowiek. W wynajętym mieszkaniu, w
suterenie, ale z trawnikiem za oknem i z drzewami dookoła. I z wiatą przed
wejściem, w której można rozpalić grilla nawet w deszczowy dzień. Praca
straszna: opieka nad ludźmi wybudzonymi ze śpiączki. 10 – 12 pacjentów
dziennie. Z rurkami po tracheotomii. Z pieluchami. Z kroplówkami. Starymi. Bez
nadziei na poprawę. Strasznie, ale widok konta po wypłacie dodaje nowych sił. Za
chwilę podwyżka. I wszystkie długi w kraju już spłacone. Po ledwie 9
miesiącach. A bank proponuje kredyt na zbudowanie własnego domu. Rodziców
będzie można zabrać z dala od tej szarzyzny – zobaczą jak tam jest i już na
pewno nie będą chcieli wrócić… „I rower nowy kupiłem, za 200 euro, przeceniony
z 600, piękny. Tutaj nigdy nie mógłbym sobie na taki pozwolić. Spełniły się
wszystkie moje marzenia…”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz