piątek, 23 sierpnia 2013

R.I.P.D. (Agenci z zaświatów)

Na raz. Dla czystej rozrywki. Obejrzeliśmy w 3D (dzięki za Bueno Czwartki) i bawiliśmy się znakomicie. Nie sposób uniknąć porównań do "Facetów w czerni" - bo podobieństwo jest i to zamierzone. Jest 2 skontrastowanych agentów R.I.P.D. (czyli Rest In Peace Department), a do przypilnowania, zamiast kosmitów, niepokorni zmarli, którzy knują coś bardzo niedobrego.
Akcja prosta, dowcip niewysublimowany, efekty barwne i widowiskowe, szczególnie w 3D (świetna scena śmierci Nicka i nie chodzi mi o zatrzymany ogień, wybuch, strzał z pistoletu, ale o przelot obok samolotu - scena z jajem). Główni bohaterowie sympatyczni, zagrani z dystansem (Jeff Bridges niemal karykaturalny, ale widać, że to zamierzone, więc przekonujące), Kevin Bacon jak zawsze stosownie demoniczny, ale w każdym wejściu rozkładała mnie Procter zagrana przez Mary-Louise Parker.
Ten film to niewymagająca rozrywka bez aspiracji do bycia superprodukcją komediową.


R.I.P.D. Agenci z zaświatów
R.I.P.D.
reżyseria: Robert Schwentke 
scenariusz: Phil Hay, Matt Manfredi
zdjęcia: Alwin H. Kuchler
muzyka: Christophe Beck
Dystrybutor: UIP
Premiery kinowe: Polska: 09 sierpnia 2013; USA: 19 lipca 2013; Świat: 17 lipca 2013


obsada:
Jeff Bridges - Roy Pulsipher
Ryan Reynolds - Nick Walker
Kevin Bacon - Bobby Hayes
Mary-Louise Parker - Procter
Stephanie Szostak - Julia
Marisa Miller - Avatar Roya
James Hong - Avatar Nicka 

czwartek, 22 sierpnia 2013

Elizjum

Pomysł stary jak "Wehikuł czasu" Wellsa. Ziemia głodująca, brudna, przeludniona... Właściwie nie do życia. A nad nią, na orbicie, niemal raj - Elizjum. Ludzie tam zdrowi, piękni i młodzi, taplają się w basenach, uzdrawiają i upiększają w kapsułach medycznych, które bzzzzt i mogą nawet naprawić dziurę w twarzy. Żyją sobie obywatele wśród zieleni obsługiwani przez roboty produkowane na Ziemi przez nie-obywateli.
Bohater filmu Max, grany całkiem przyzwoicie przez Matta Damona, wegetuje na Ziemi, marząc o Elizjum. Poddawany jest robo-policyjnej kotroli, wizytuje robo-kuratora (zresztą to najlepsza scena filmu...), i pracuje w firmie produkującej różne robo-... Kapitalizm z bardzo nieludzką twarzą powoduje, że Max zostaje śmiertelnie napromieniowany, co czyni wycieczkę na Elizjum niezbędną.
Generalnie tu zaczyna się kicha i popłuczyny. Jest dawna ukochana Freya, jej śmiertelnie chora córka, jest wredny kapitalista, chora z żądzy władzy sekretarz obrony Elizjum (Jodie Foster, bardzo wredna w tej roli), byle jaki prezydent tegoż Elizjum i uśpiony agent, ześwirowany, psychopatyczny Kruger. Są wybuchy, walki na miecze, noże, różnego rodzaju broń palną i wręcz. Ludzie są uśmiercani na różne bardziej i mniej widowiskowe bądź obrzydliwe sposoby. Być może to właśnie przekona niektórych do obejrzenia filmu, ale pod tymi pozorami widowiskowego esefa kryje się pustka. Postaci są nudne i byle jakie. Fabuła nielogiczna i miałka. Niby zaplanowany happy end, przemiana bohatera, ostateczne poświącenie, ale czy przekonujące? Wcale. Pozostał mi niesmak... 
Córka pięknie podsumowała: "w tym filmie pokonali logikę".


Elizjum
Elysium
produkcja: USA
premiera: 16 sierpnia 2013 (Polska) 7 sierpnia 2013 (świat)
reżyseria: Neill Blomkamp
scenariusz: Neill Blomkamp

muzyka: Ryan Amon
zdjęcia: Trent Opaloch
dystrybucja: United International Pictures Sp z o.o.

obsada:
Matt Damon - Max
Jodie Foster - Delacourt
Sharlto Copley - Kruger
Alice Braga - Frey
Diego Luna - Julio
Wagner Moura - Spider
William Fichtner - John Carlyle
Brandon Auret - Drake

wtorek, 13 sierpnia 2013

po królewsku

Dziś Windsor jako danie główne. Obczytałyśmy oficjalną stronę i ruszyłyśmy oglądać królewski zamek.


Mamusia miała świetny pomysł, żeby zaparkować w Eton - parkingi tam są nieco tańsze, a droga do samego zamku taka sama niż z okolicznych winsorskich parkingów - pieszym mostem przez Tamizę.

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Kot Schrödingera

Otwiaram dziś Google'a a tu proszę:
Bez żadnych wątpliwości kot (a nawet koty) Schrödingera. Ładniutko oddana idea w 126 rocznicę urodzin fizyka.
Poważniej w Wikipedii i prościej w gazeta.pl.
A ostatnio Mąż uraczył mnie informacją, że wyjął ze skrzynki list do mnie przez otwór do wsuwania korespondencji, defasonując tenże list i być może uszkadzając zawartość w nie wiadomo jakim stopniu, po czym napisał do mnie: "Można założyć, że w co najmniej jednym ze stanów kwantowych zawartość jest nienaruszona". Czysty Schrödinger ;) 
 

niedziela, 11 sierpnia 2013

przy niedzieli

...odwiedziłyśmy polski kościół w Reading. Polaków tu mnóstwo. Co chwilę słychać ojczystą mowę, a w Primarku i różnego rodzaju Poundlandach 80% klientów to Polacy.
Polska Parafia p.w. Najświętszego Serca Pana Jezusa wydaje się całkiem aktywna, choć wiernych na mszy za dużo nie było, ale ponieważ są 3 msze w każdą niedzielę, pewnie sa potrzebne...

Kościół bardzo ładny, z pięknie oczyszczonego kamienia. Lubię witraże, a tu były naprawdę ładne:



I jeszcze bardzo przerażający gargulec. Albo rzygacz.




czwartek, 8 sierpnia 2013

lewą stroną drogi

Co za dziki kraj... Jedziesz sobie spokojnie, dojeżdżasz do Calais, wjeżdżasz na prom, a potem "drive on left". Ni z tego ni z owego zaczynasz lubić lewoskręty, a nerwowo reagujesz, kiedy Andrzej beznamiętnym głosem mówi "za 300 metrów skręć w prawo, skręć w prawo". Tym bardziej nerwowo, że na gościnnych występach za kółkiem cudzego samochodu pod czujnym i krytycznym wzrokiem właściciela naprawdę trudno się zrelaksować.


Na motorwayu nie uświadczysz stacji benzynowej, a tablice z kilometrami do interesujących Cię miejscowości są starannie ukryte w bujnej zieleni.
Radary co 500 metrów. Andrzej już nawet przestaje piskać. Kierowcy jaką dość grzecznie, ale jak się wyprzedzają trzy ciężarówki, robi się wesoło.
A ronda? Co chwilę rondo. Jak nie ma kępy drzew pośrodku skrzyżowania, to przynajmniej krzaczory, albo chociaż trawniczek. Ale kiedy Andrzej powiedział "na rondzie jedź prosto, drugi zjazd", a ja zobaczyłam białe kółko o średnicy może pół metra, nie mogłam wyjść z podziwu. Szczerze mówiąc pierwszego takiego w ogóle nie zauważyłam. Przejechałam i zastanawiałam się "gdzież to rondo? może Andrzej ma złe informcje..."
Niestety kierowcy nie lubią chyba tych z kontynentu, bo co chwilę ktoś trąbi. Szczególnie, gdy zastosuję się do jakichś dziwnie ustawionych świateł. A światła poustawiane są naprawdę przedziwnie. Z prawa, lewa, pośrodku. Niektóre są ożaluzjowane. Przyzwyczajona do istotnych informacji po mojej prawej stronie, nerwowo reaguję na czerwone światło, które wyrasta mi nagle w samym środku prawoskrętu.
Przez te kilka dni na szczęście tylko raz zdarzyło mi się, że zastanawiałam się, czemu facet z przeciwka tak konsekwentnie grzeje pod prąd. Córka i Mamusia wrzasnęły: "zjedź na lewo!" i sytuacja została opanowana.
No i raz przeraziłam, na szczęście nie śmiertelnie, starszych państwa, którzy spokojnie skręcali sobie w lewo, a ja sądziłam, że pas, na który mieli wjechać, służy do skrętu w prawo. Byliśmy na ostrym kursie kolizyjnym. Mało nie poobrywaliśmy sobie lusterek i wyraźnie widziałam, przerażenie w oczach pasażerki brytyjskiego kierowcy.
Mam nadzieję nie mieć więcej takich przygód...
Czy nie byłoby prościej, gdyby Anglicy dostosowali się do całej Europy?! ;-)




piątek, 2 sierpnia 2013

Lekarz, który wiedział za dużo

Uwielbiam skandynawskie kryminały. Podoba mi się klimat, a w przypadku "Lekarza..." tło: wyspa wygnania dla młodego lekarza - epileptyka, któremu na sumieniu ciąży śmierć malutkiej pacjentki.
Akcja toczy się powoli, a postaci są zdecydowanie ciekawsze niż kryminalna intryga.
Szczerze polecam.


Christer Mjåset
Lekarz, który wiedział za dużo
tytuł oryginału: Legen som visste for mye
przekład: Dorota Polska
Smak Słowa, Sopot, październik 2011
seria: Mroczy Zaułek