wtorek, 31 grudnia 2013

mailem najszybciej...

Zdecydowanie najszybszą metodą doładowania kindelka jest mail. Wstyd przyznać, ale na początku największy problem sprawiło mi znalezienie adresu mojego kindle'a (właściwie już wcześniej: mężowskiego i Córki), a potem spowodowanie, żeby pliki przez Amazon były przyjmowane. 
Oczywiście jest to proste jak budowa cepa, czyli po wejściu na stronę amazon.com, rozwija się zakładkę "Your Account" i wybiera "Manage Your Kindle":
Strona przekierowuje do strony logowania i pojawia się biblioteka (wydaje mi się, że standardowo). W bibliotece są wszystkie książki przesłane przez maila. Te, które ostatecznie ładowałam kablem, usuwałam z chmury, bo pliki w sposób niekontrolowany mi się powielały na kindle'u. Pewnie coś robiłam nie tak, ale nie chciałam tego efektu na czytniku. Usuwanie lub ponowne przesłanie realizuje się przez wciśnięcie przycisku "Actions" przy tytule pliku.

Po lewej stronie natomiast jest wejście do "Personal Document Settings":
I to bardzo ważne miejsce,
ponieważ na górze znajduje się indywidualny adres kindle'a (w domenie kindle.com albo free.kindle.com - ten ostatni jest chyba rezerwowany dla modeli 3G) oparty na zarejestrowanym w amazon.com (Mężowi i Córce Amazon nie zmienił zupełnie maila, tylko dodał mu własną domenę, mój był pewnie za krótki, więc został zmodyfikowany).
Natomiast na dole jest lista potwierdzonych adresów, z których zgadzamy się otrzymywać pliki. Na liście domyślnie znajduje się własny mail i jest możliwość dodawania kolejnych adresów.
Jeżeli do chmury zostanie wysłany plik z nieautoryzowanego adresu, Amazon przesyła informację, ale nie zauważyłam, żeby plik po autoryzacji maila pojawiał się na czytniku lub w chmurze - trzeba go wysłać jeszcze raz.
Niektóre e-księgarnie (woblink, publio i chyba virtualo) pozwalają na wpisanie własnego adresu mailowego jako nadawcy pliku. Jeżeli jest on zgodny z zarejestrowanym na amazon.com, książka przychodzi bez problemów, ale uwaga: coraz więcej księgarni umożliwia wysyłanie prezentów, więc jeżeli nie mamy zautoryzowanego "sklepowego" nadawcy, Amazon prezentu nie przyjmie. Radzę więc od razu zautoryzować adres zalecany (jak widać z reguły jest to "kindle@domena_e-księgarni").
Hmmm... chciałabym dostać e-bookowy prezent :)
Tak wygląda to ze strony Amazonu, a ze strony sklepów jest dużo prościej, bo pierwsza próba przesłania książki powoduje otwarcie okna do wpisania swojego adresu kindle'a i to w wersji dla opornych, bo zwykle po @ jest tylko opcja wyboru "kindle.com" lub "kindle.free.com" i zawsze jest informacja, gdzie tego adresu szukać.
Przesłanie jak i pobieranie odbywa się z poziomu własnej biblioteczki czy półki w sklepie i wszędzie wygląda dość podobnie (na przykładzie nexto, woblinka i publio):


niedziela, 29 grudnia 2013

Mailem, kabelkiem, Calibrem...

Przede wszystkim należałoby się zastanowić jak mają się prezentować pliki na czytniku. Niektórzy wolą listę (po lewej), bo na stronie mieści się troszkę więcej książek. Ja wolę podgląd okładek (po prawej).



Zarówno listę jak i okładki można porządkować po tytule, autorze (u mnie, dość abstrakcyjnie, książki ułożyły się według imion autorów) lub czasie od przesłania.
Jeżeli ma to być lista, każdy sposób przesłania książki jest dobry i skuteczny. Najwygodniejszy dla mnie jest mailowy - szybko i nie trzeba szukać kabelka ;-) a książki trafiają do chmury amazonowej, z której w razie czego bez problemu można sobie je w każdej chwili pobrać lub ponownie przesłać do Kindle'a (z czego już zdążyłam skorzystać, kiedy nieopatrznie wyciachałam sobie plik z PW).
Przy widoku "okładkowym" zaczynają się schody. Kiedy robiłam Córce "wielkie świąteczne doładowanie", korzystałam tylko z wysyłki mailem. Część książek miała okładkę, część nie. Pogodziłam się z tym, ale na moim urządzeniu chciałam mieć pięknie widoczne okładki...
Zacznijmy jednak od różnic:
Pierwsza od lewej jest książka kupiona na Amazonie i przesłana bezpośrednio do Kindle'a, pozostałe 2 zostały przesłane z polskiej e-księgarni. Ostatnia przeszła bez okładki, co jest najbardziej wkurzające, ale irytujący jest również napis "Personal", którym oznaczane są pliki nie-amazonowe. Tik w prawym górnym rogu okładki oznacza, że książka jest w chmurze (przeszła mailem). Ciekawe, że oznaczenie "zachmurzenia" książki nie pojawia się w książce amazonowej, ale to pewnie z powodu oczywistości umieszczenia w środowisku Amazonu książki u nich kupionej na ich czytnik.
Żeby uzyskać widok okładek, kombinowałam przesyłkę - po kablu lub mailem, ale były i bardzo oporne książki, które nie miały widocznej okładki ani po przesłaniu mailem, ani po skopiowaniu na czytnik, a że dotyczyło to również książki, którą aktualnie czytam, liznęłam Calibre - skonwertowałam e-booka i przesłałam bezpośrednio z Calibre, a efekt:

Zmiana jest również wewnątrz samego e-booka: poprawiło się formatowanie tekstu.
Czy polecam taką metodę? Nie mam zdania. Faktycznie poprawia się estetyka, ale nie mam pojęcia, co dzieje się z kodem książki, jak mocna jest ingerencja w plik. Na forum różni magicy operują fragmentami skryptów, potrafią zmieniać pojedyncze elementy. Dla mnie Calibre to magiczne pudełko, z jednej strony plik włazi, z drugiej wyłazi, ale czy w środku mu czegoś niebezpiecznego nie dopakowano, nie mam pojęcia.
Bez użycia Calibre (czy innego programu do e-booków), można osiągnąć takie efekty:
Oczywiście dla samego czytania nie ma to znaczenia, a przy ustawieniu widoku na listę, fakt zaciągnięcia okładki lub nie, jest nieistotny.
Do świadomego poprawiania plików jeszcze nie dorosłam i nie mam pojęcia, czy w ogóle dorosnę... 
I oczywiście warto poczytać na ten temat w Świecie czytników: "Mailem, czy po kablu".
Kolejny post będzie o przesyłaniu e-booków mailem dla opornych, czyli takich jak ja.

Hello, Kindle Paperwhite :)

Rodzina świątecznie zaszalała, poskładała się i pod choinką znalazłam nowiutkiego PW2.

Bardzo przyjemny czytnik, lekki i estetyczny. Miałam już do czynienia z PW1 Córki i mam wrażenie, że PW2 ma nieco lepszy ekran, bardziej skontrastowany (wcześniej czytanie wydawało mi się łatwiejsze na Classicu niż na PW1, choć oczywiście światełko Paperwhite'ów jest ogromnym atutem), ale to może efekt sympatii dla MOJEGO własnego Kindle'a. Przede mną przetestowanie światełka, bo jakkolwiek PW1 na wyjeździe i czytaniu w różnie byle jakim oświetleniu spisał się znakomicie, to jednak miałam wrażenie, że ekran nie jest równomiernie jasny.

Okładka, kupiona za niewielką kaskę na Allegro, narazie się spisuje, ale wydaje mi się, że wygodniejsza, poręczniejsza i bezpieczniejsza jest taka z otwieraniem pionowym (testowane na Mężu i Córce), więc zapewne ją zmienię za jakiś czas. Okładka jest dla mnie niezbędnym akcesorium chroniącym czytnik, a dodatkowo ma funkcję wybudzania, co przy PW jest dodatkową zaletą: po otwrciu okładki od razu jestem na czytanej stronie (oczywiście o ile nie przejdę wcześniej np. do okna głównego). Wybudzanie czytnika zapewnia umieszczony w odpowiednim miejscu okładki magnes (widoczny na zdjęciu poniżej w lewym dolnym rogu).

Czytnik kupiony był bezpośrednio w Amazonie, bez opcji prezentowej, więc nie wymagał rejestracji. Za to natychmiast po powitaniu domagał się dostępu do internetu. Skonfigurowanie łącza jest proste i, jak niemal cała obsługa urządzenia, bardzo intuicyjne.
Kindle jest wstępnie naładowany, bateria nie wymaga formowania, można go więc od razu używać. Ładowanie odbywa się przez komputer kablem USB. Córce dodatkowo dokupiłam wtyczkę do ładowania bezpośrednio z gniazdka. Ładowanie przez komputer trwa raczej długo. I jeszcze jedno: spotkałam się z poradą, żeby raczej nie rozładowywać czytnika dokumentnie - podobno czasem trudno go ze stanu niebytu podnieść.
Podsumowując: jeśli masz już czytnik, dokup okładkę i możesz się zabrać za umieszczenie w pamięci urządzenia swojej biblioteki...

środa, 11 grudnia 2013

11.12.13

Piękna data. Przez następne 100 lat taka się nie zdarzy...
A dla mnie dzień wyjątkowy, bo zaciągnięta siłą przez Męża poznałam, czy raczej obejrzałam tylko, zupełnie nieznany mi świat.
Zaczęło się od maila z linkiem do przetargu Agencji Mienia Wojskowego.


wtorek, 10 grudnia 2013

Przy poniedziałku

Przychodzę dziś do pracy, otwieram maila i ciśnienie o poranku mi skacze, bo czytam takiego oto maila:


W lipcu wysłałam człowiekowi propozycję przelotu na przełom kwietnia i maja - trochę było za wcześnie: ani szczególnie dobrych ofert, nie wszystkie linie miały już rozkłady lotów na kolejny sezon letni. Ceny delikatnie mówiąc nieoszałamiające (albo właśnie oszałamiające ;-), bo powyżej 3 tys. zł za bilet. Kiedy pasażer mi pisze, że przesiadki mile widziane, wiem, że jest skłonny lecieć nawet dość ryzykownie, czyli z 2 biletami, ale w takim przypadku trzeba by mega tanio na przykład do Delhi dolecieć, a tu promocji żadnych jeszcze nie było. Po przeszło 4 miesiącach dostaję pełnego "uśmiechów" obraźliwego maila...
Odpowiedziałam na niego całkiem grzecznie, ale na szczęście z jakiegoś dziwnego powodu gmail nie przyjmuje wiadomości z naszego serwera, więc pasażer go nie odebrał.
Nie wiem, kiedy klient dokonał rezerwacji - od lipca do grudnia wiele się zdarzyło, sporo promocji przemieliło. Zestawienie Turka i Lufy sugeruje, że pasażer kupił sobie co najmniej 2 bilety. Najprostsza konsekwencja: bagaż - 30kg na TK, 23kg na LH. Brak gwarancji ciągłości podróży gdzieś tam w świecie. Na szczęście nie moja sprawa, nie ja się będę tym zajmować jeśli się coś omsknie. Nie raz już proszono mnie o interwencje, bo coś nie zagrało... Na szczęście to lato, człowiekowi źle nie życzę, niech poleci, doleci i pozostanie w poczuciu swojej wyższości.
Szkoda, że nie miałam czasu, żeby pobawić się tym przelotem i znaleźć coś jeszcze tańszego.
Od razu przypominają mi się analogiczne przypadki, kiedy trzeba było zagryźć zęby, żeby nic nie powiedzieć... Ech, innym razem...


środa, 4 grudnia 2013

Noc Igrzysk Śmierci


Kolejny eNeMeF już za nami i to bardzo daleko... Tym razem króciutki, bo tylko 2-filmowy, czyli "Igrzyska Śmierci" i "W pierścieniu ognia"



W skrócie: oba filmy mi się podobały. "W pierścieniu..." jest zrobiony ciekawiej, dynamiczniej, efektowniej, ale "Igrzyska...", na których generalnie recenzenci psy wieszali, również mi się podobały. Solidne, niewymagające oglądadła i jak na ekranizacje dość przyzwoite. Oba filmy obejrzałam "nieskażona" jeszcze lekturą, ale i po lekturze stwierdzam: można zobaczyć i nieźle się bawić.

niedziela, 1 grudnia 2013

Black Friday

Zdumiewający wynalazek, nie wiedzieć po co zaszczepiany u nas.


Postanowiłam ulec szaleństwu i kupiłyśmy z Córką Mężowi i Tacie płyty, ku radości i ku Mikołajkom, książkę, która od dawna mnie intryguje, a w ebooku jej niet oraz czapkę-uszankę i świąteczne foremki na czekoladki. Czapka grzeje Córce uszy, muza rozbrzmiewała przez dzień cały, czekoladki troszkę nie wyszły, bo nieco ciągliwe były, za to smaczne, a książka czeka na czas, kiedy Córka odbierze mi kundelka ;-)
Oczywiście e-półki też się wzbogaciły, bo z black friday zrobił się w e-księgarniach black weekend. Teraz nadchodzi kolejny amerykański wynalazek, czyli cyber monday. Może spadnie cena Paperwhite'a?
Taaa... akurat.
Jarmark Bożonarodzeniowy też już zainaugurowany (w listopadzie! zgroza). Święto komerecji i wszechogarniającego konsumpcjonizmu. Można znienawidzić takie Xmas. Chociaż wieczorem wśród światełek, zapachu karmelu i przy grzańcu można się zachwycić i poczuć świątecznego ducha...