piątek, 31 października 2014

Halloween

Nie mam nic przeciwko Halloween. Ani Walentynkom, Andrzejkom, ani nawet bożonarodzeniowemu szaleństwu, które rozpocznie się lada moment. A co tam...
Porcja bezpłatnych e-booków w Virtualo. Specjalnie na dziś ;-)

środa, 22 października 2014

Fantastyka online

Poszukując kolejności Trylogii Ryfterów ("Rozgwaizda", "Wir", "Behemot"), trafiłam na informację, że wiele z utworów Petera Wattsa zostało udostępnionych w sieci na licencji Creative Commons. I faktycznie po angielsku za darmoszkę można przeczytać "Ślepowidzenie" i Trylogię Ryfterów. Niestety ja do tych bardzo anglojęzycznych nie należę, więc jestem skazana na polskie przekłady. Miłą zatem niespodzianką był odnośnik do polskiego tłumaczenia "Wyspy". 
A "Wyspa" okazała się być czubkiem góry lodowej, bo oto na stronie Fantastyka online znaleźć można również utwory Asimova czy Doctorowa w tłumaczeniu Ireneusza Dybczyńskiego. Większość opowiadań czy minipowieści jest również do pobrania w formatach czytnikowych mobi i epub.
Mnie zdecydowanie najbardziej wkręcił Tagore: "Głodne kamienie" już czekają w kolejce...



niedziela, 19 października 2014

Sarah Addison Allen "Słodki zapach brzoskwiń"

Nadszedł czas na ogarnięcie czegoś "poważniejszego" niż romansidło, ale infekcja zatok pokrzyżowała mi nieco plany (spróbujcie poczytać, coś co wymaga myślenia, gdy głowa właśnie eksploduje), więc pozostałam sobie radośnie w działce "lekki romans". 
Książki z serii wcześniej mnie nie zachwyciły, więc "Słodki zapach brzoskwiń" bardzo mnie zaskoczył. A bo było przyjemnie, lekko, może nawet z dreszczykiem, bo zbrodnia jednak gdzieś tam w historii się czaiła. Romans bezpretensjonalny, akcja bez zadęcia. Całkiem miłe czytadełko.



Sarah Addison Allen
Słodki zapach brzoskwiń
tyt. oryginału: "The Peach Keeper"
przekład: Ewa Polańska
Wydawnictwo Znak, maj 2012
w edycji papierowej 300 stron
5/10
uwaga! e-book tylko jako ePub DRM

piątek, 17 października 2014

Vicki Lewis Thompson "Niemoralna propozycja"

Wiedziałam, że to nie pierwowzór wyczynów Redforda i Moore, ale liczyłam na coś więcej niż dostałam. A dostałam soft-pornosik bez ładu, składu, wyobraźni i sensu. Bo gdzie jest sens w opowieści, w której facet przyjeżdża do babki, którą przeleciał 10 lat wcześniej, żeby jej udowodnić, że teraz jest sprawniejszym ogierem, a sprawa małżeństwa sprowadza się do seksu bez prezerwatywy? Rany. Spadłam na czytelnicze dno. Albo jeszcze niżej. Nie popełniajcie mojego błędu.

Niemoralna propozycja
Vicki Lewis Thompson
tyt. oryginału: "Truly, Madly, Deeply"
tłumaczyła Ewa Bobocińska
Harlequin Enterprises, 2013
0/10

wtorek, 7 października 2014

Cora Cormack "Coś do stracenia"



Takie sobie czytadełko. Lekkie, miejscami zabawne. 
Bohaterka jest sympatyczna, chociaż świrowanie z powodu dziewictwa raczej słabo świadczy o jej intelekcie (a niby wszystko analizuje i poddaje gruntownym przemyśleniom). Knajpy i alkohol w niemałych ilościach jako sposób na odreagowanie stresu, czy uczczenie sukcesu, zdecydowanie mi się nie spodobały: szot za szotem, a potem problemy z utrzymaniem równowagi... 
Romans z wykładowcą mnie nie rusza (szczególnie, że bohaterowie są dorośli, nie są w związkach), chociaż właściwie oboje zachowują się dość szczeniacko. Taki układ jest eksploatowany od czasów starożytnych i proszę: ciągle nośny.
Jeśli można się czegoś czepić, to podejście do seksu. Bardzo wpisuje się w obecne hedonistyczne podejściu do życia i lekkie traktowanie związków. Gdzie czasy, kiedy seks mógł być fizyczną ekspresją uczucia łączącego dwoje ludzi? No dobra, ale to już dywagacje starej baby dla rozrywki czytającej powieści dla młodych bab ;)


Coś do stracenia
Cora Cormack
tyt. oryginału: "Losing it"
przekład: Iwona Wasilewska
Wydawnictwo Jaguar, 2014
w wersji papierowej 304 strony
3/10

czwartek, 2 października 2014

Zostań, jeśli kochasz

Książka dość nastrojowa, pozbawiona wielkich zwrotów akcji, wręcz pozbawiona akcji... Oto 17-letnia Mia traci w wypadku rodziców i brata, sama zapada w śpiączkę. Tkwi przy swoim ciele zawieszona między życiem a śmiercią, obciążona koniecznością wyboru: żyć czy umrzeć. Obserwuje odwiedzającą ją rodzinę i przyjaciół. Akcja zamyka się zaledwie w 24 godzinach, ale powieść opisuje dotychczasowe życie Mii: jej kochającą i kochaną rodzinę, pierwszą romantyczną i niełatwą miłość, przyjaźnie i muzykę... Są tu konflikty, mniejsze i większe dramaty, radosne chwile. Wdzięczna, różnokolorowa mozaika doświadczeń.
Czyta się z przyjemnością.

W porównaniu z książką film jest toporny. Brak w nim niejednoznaczności, niedopowiedzeń. Wszystko jest obwiedzione wyraźnym konturem, nic nie pozostaje w zawieszeniu ani w domyśle. Nie żebym coś miała do nacji, ale to takie amerykańskie: wszystko wytłumaczone jak krowie na rowie i do bólu uproszczone. Jak puzzle dla przedszkolaka. Żeby tylko widz nie miał wątpliwości, dlaczego Mia podjęła taką a nie inną decyzję. I jakby decyzja stanowiła sens całej opowieści. Niestety niewiele zostało z nastrojowości książki, a film, choć skomponowany z ładnych obrazów, jest nudnawy.
Rozczarowała mnie muzyka. Piosenki jak dla mnie średnio przebojowe, średnio zaśpiewane, milusie, ale nic nie zapadło mi w pamięć. Z kolei solówki wiolonczelowe mocne, piękne i niestety dla nieosłuchanego przeciętniaka (jak ja) zdecydowanie za ciężkie.


Zostań, jeśli kochasz
Gayle Forman
tyt. oryginalny: "If I Stay"
przekład Hanna Pasierska
Wydawnictwo Nasza Księgarnia, wrzesień 2014
w wydaniu papierowym 248 stron
5/10

środa, 1 października 2014

Ogólnopolskie badanie na temat czytelnictwa książek i e-booków.

Dzisiejszy wpis w Świecie Czytników podsuwa ankietę na temat czytelnictwa "książek i e-booków". Mało zgrabne zdefiniowanie przedmiotu badania trochę mnie odrzucało: no bo jak to: e-book to nie książka? Czy słowo "książka" pozostaje zarezerwowane dla wyższych doznań w postaci szelestu papieru i zapachu druku? Chyba że chodzi o "badanie czytelnictwa książek" oraz badanie czegoś (ale czego?) na temat e-booków... Ostatecznie wypełniłam ankietę.

Była okazja do zadumania się nad własnym życiem:


chwila oburzenia przy błędach językowych:


albo zastanowienia, czemu pominięto dużych graczy na rynku e-książek (myślę tu przede wszystkim o Publio):


Drażliwa rzecz, czyli ściąganie nielegalnie udostępnionych plików, została poruszona niezgrabnie:


a tym samym, interpretacja odpowiedzi będzie co najmniej trudna, jeśli nie niemożliwa. Bo otóż, czy samo ściągnięcie pliku z internetu jest nielegalne? A jeżeli skorzystam z chomika czy innego torrentu w celu zapewnienia sobie elektronicznej kopii kupionej książki papierowej? Więc skoro nie udostępniłam nigdy w sieci zakupionego pliku, to właściwie z czystym sumieniem wybieram opcję "żadne z powyższych". Jeżeli mam kaca moralnego przy korzystaniu z różnego rodzaju gryzoni, zaznaczę pierwszą opcję, i w ankiecie od razu pojawi się pytanie jak często to robię i właściwie dlaczego. Ciekawe, że wśród wyjaśnień nie ma opcji: "bo książka nie została opublikowana w wersji elektronicznej", co samo w sobie stanowi informację dla wydawców, że są potencjalni klienci. Co więcej e-książka porządnie wydana stanowi konkurencję dla chałupniczego wydania, bo nie dość, że zdrowo się trzeba naszukać, to jeszcze wcale nie ma pewności, co do jakości i kompletności.
Kolejne wątpliwej jakości pytanie:


Nie byłam w stanie na nie uczciwie odpowiedzieć i wydaje się, że mało kto był, bo pojawiały się uwagi, że nie cena gra rolę, ale korelacja do edycji papierowej. Generalnie kupuję e-booki. Właściwie nie rzucam się do szukania po sieci darmowej, nielegalnej wersji. Mam, co czytać, a lektury Córki w większości jak na razie są domenie publicznej, więc dobrej jakości pliki ściągam z Wolnych Lektur (na dodatek zasilam ich od czasu do czasu drobną kwotą na "uwolnienie" tego czy owego). Jeśli chodzi o nowości, cóż, kolejkę na czytniku mam tak długą, że mogę poczekać na promocję. Generalnie najbardziej lubię ceny poniżej 10 zł, ale zdarza mi się zapłacić i więcej: ot proszę: przedpremiera "Władcy liczb", albo Córka właśnie przeczytała 2 tomy jakiejś młodzieżowej sagi i błaga o kontynuację... Zwykle Woblink przychodzi z pomocą w akcji "bumerang" i jak dla mnie jest to modelowa e-księgarnia.
Na te książki, które "koniecznie muszę mieć" jakoś się kasę wygospodaruje, reszta jest nadmiarem, bo cena okazyjna i w przyszłości któreś z nas pewnie przeczyta.
Podobnie było z pytaniem:

Ile byłbyś/byłabyś w stanie wydać średnio na książkę w postaci e-booka?

Odpowiedzi "im mniej, tym lepiej" nie było. Póki co nie zapłaciłam za e-booka więcej niż 21,90 zł, a i to był jakiś szalony wyjątek (co tu dużo gadać: lubię Krajewskiego, na papierze "Władcę liczb" też pewnie kupię), bo generalnie oscyluję poniżej 10 zł. Zresztą cena mnie powstrzymuje cały czas od kupienia "Świata na rozdrożu" i czekam, czekam, aż spadnie poniżej dwóch dych. Chociaż marzy mi się dyszka w jakiejś szalonej nawet jednodniowej promocji...
Cóż jeszcze... Zdarzały się niedoróbki


jakby ankieta została napisana na kolanie i nie przeszła uczciwej korekty. Wiele z uwag wprawdzie już zostało wziętych pod uwagę: na liście księgarń pojawiło się np. Publio, a powyższe pytanie zostało poprawione, ale i tak nie mogę się oprzeć wrażeniu, że ankieta nie jest dokładnie przemyślana, i co gorsza niektóre pytania nie są poprawnie sformułowane. Mam zastrzeżenia do podwójnych zaprzeczeń, które język polski dość słabo akceptuje.
Bardzo poważnie zastanawia, co badanie ma wykazać, bo pytania nie rysują konkretnych ścieżek do analizy i interpretacji.
I na koniec przedziwne pytanie:


Mam nadzieję, że wyniki zostaną opublikowane, co do rozsądnej analizy czy wniosków... nie wiem, czy da się jakiekolwiek sensowne wyciągnąć. Poczekamy, zobaczymy.