Była okazja do zadumania się nad własnym życiem:
chwila oburzenia przy błędach językowych:
albo zastanowienia, czemu pominięto dużych graczy na rynku e-książek (myślę tu przede wszystkim o Publio):
Drażliwa rzecz, czyli ściąganie nielegalnie udostępnionych plików, została poruszona niezgrabnie:
a tym samym, interpretacja odpowiedzi będzie co najmniej trudna, jeśli nie niemożliwa. Bo otóż, czy samo ściągnięcie pliku z internetu jest nielegalne? A jeżeli skorzystam z chomika czy innego torrentu w celu zapewnienia sobie elektronicznej kopii kupionej książki papierowej? Więc skoro nie udostępniłam nigdy w sieci zakupionego pliku, to właściwie z czystym sumieniem wybieram opcję "żadne z powyższych". Jeżeli mam kaca moralnego przy korzystaniu z różnego rodzaju gryzoni, zaznaczę pierwszą opcję, i w ankiecie od razu pojawi się pytanie jak często to robię i właściwie dlaczego. Ciekawe, że wśród wyjaśnień nie ma opcji: "bo książka nie została opublikowana w wersji elektronicznej", co samo w sobie stanowi informację dla wydawców, że są potencjalni klienci. Co więcej e-książka porządnie wydana stanowi konkurencję dla chałupniczego wydania, bo nie dość, że zdrowo się trzeba naszukać, to jeszcze wcale nie ma pewności, co do jakości i kompletności.
Kolejne wątpliwej jakości pytanie:
Nie byłam w stanie na nie uczciwie odpowiedzieć i wydaje się, że mało kto był, bo pojawiały się uwagi, że nie cena gra rolę, ale korelacja do edycji papierowej. Generalnie kupuję e-booki. Właściwie nie rzucam się do szukania po sieci darmowej, nielegalnej wersji. Mam, co czytać, a lektury Córki w większości jak na razie są domenie publicznej, więc dobrej jakości pliki ściągam z Wolnych Lektur (na dodatek zasilam ich od czasu do czasu drobną kwotą na "uwolnienie" tego czy owego). Jeśli chodzi o nowości, cóż, kolejkę na czytniku mam tak długą, że mogę poczekać na promocję. Generalnie najbardziej lubię ceny poniżej 10 zł, ale zdarza mi się zapłacić i więcej: ot proszę: przedpremiera "Władcy liczb", albo Córka właśnie przeczytała 2 tomy jakiejś młodzieżowej sagi i błaga o kontynuację... Zwykle Woblink przychodzi z pomocą w akcji "bumerang" i jak dla mnie jest to modelowa e-księgarnia.
Na te książki, które "koniecznie muszę mieć" jakoś się kasę wygospodaruje, reszta jest nadmiarem, bo cena okazyjna i w przyszłości któreś z nas pewnie przeczyta.
Podobnie było z pytaniem:
Ile byłbyś/byłabyś w stanie wydać średnio na książkę w postaci e-booka?
Odpowiedzi "im mniej, tym lepiej" nie było. Póki co nie zapłaciłam za e-booka więcej niż 21,90 zł, a i to był jakiś szalony wyjątek (co tu dużo gadać: lubię Krajewskiego, na papierze "Władcę liczb" też pewnie kupię), bo generalnie oscyluję poniżej 10 zł. Zresztą cena mnie powstrzymuje cały czas od kupienia "Świata na rozdrożu" i czekam, czekam, aż spadnie poniżej dwóch dych. Chociaż marzy mi się dyszka w jakiejś szalonej nawet jednodniowej promocji...Cóż jeszcze... Zdarzały się niedoróbki
jakby ankieta została napisana na kolanie i nie przeszła uczciwej korekty. Wiele z uwag wprawdzie już zostało wziętych pod uwagę: na liście księgarń pojawiło się np. Publio, a powyższe pytanie zostało poprawione, ale i tak nie mogę się oprzeć wrażeniu, że ankieta nie jest dokładnie przemyślana, i co gorsza niektóre pytania nie są poprawnie sformułowane. Mam zastrzeżenia do podwójnych zaprzeczeń, które język polski dość słabo akceptuje.
Bardzo poważnie zastanawia, co badanie ma wykazać, bo pytania nie rysują konkretnych ścieżek do analizy i interpretacji.
I na koniec przedziwne pytanie:
Mam nadzieję, że wyniki zostaną opublikowane, co do rozsądnej analizy czy wniosków... nie wiem, czy da się jakiekolwiek sensowne wyciągnąć. Poczekamy, zobaczymy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz