Znowu sięgnęłam na półkę Córki i przeczytałam trzy kolejne
książki Lauren Oliver.
[delirium] czytało się przyjemnie, [pandemonium] mnie
wkurzało, więc przemknęłam przez nie błyskawicznie, [requiem] wróciło do
poziomu pierwszej części.
Autorka, jak w „7 razy dziś”, wykorzystała stary pomysł (na
przykład w „Equilibrium”, chociaż mnie stale się przypominało „weź pigułkę” z „Seksmisji
;)): oto Amerykanie dochodzą do wniosku, że źródłem wszelkiego zła, wojen i
nieszczęść są uczucia, a w szczególności miłość, nazwana delirią. Zaczynają
stosować tzw. remedium. Remedium podawane jest najpierw ochotnikom, w końcu
staje się obowiązkowe. Granice zostają zamknięte, a ci którzy zabiegowi poddać
się nie chcą, są bezlitośnie tępieni. Ci, którym udało się zbiec przed terrorem
wyleczonych, żyją poza murami miast, w Głuszy, odcięci od dobrodziejstw
cywilizacji. Bynajmniej nie żyją spokojnie – w czasie blitzu wytruto ludzi,
zbombardowano osady, spalono co się dało. Odmieńcy głodują, chorują i umierają.
Są brudni, chorzy i targani emocjami, ale niektórzy walczą o wolność wyboru.
W legalnym świecie tropi się wszelkie przejawy delirii. Sąsiedzi
donoszą na sąsiadów, sympatyzowanie z ruchem oporu może skończyć się śmiercią
lub, co gorsza, w Kryptach. Literaturę i muzykę ocenzurowano. Religie wytępiono.
Biblię zastąpiła Księga szczęścia, zdrowia i zadowolenia. Zabiegowi poddawani są młodzi ludzie, tuż po
osiągnięciu dorosłości (wcześniejszy zabieg grozi straszliwymi konsekwencjami z
obłędem i śmiercią włącznie).
W takim świecie żyje Lena oczekująca z niecierpliwością na
zabieg, który odetnie ją od kłębiących się w niej uczuć i pozbawi snów o matce,
której aż 3 zabiegi podania remedium były nieudane…
Oczywiście nie byłoby książek, gdyby Lena nie spotkała na
swojej drodze Alexa i zaraziła się delirią…
Pierwsza część trylogii (oby to była tylko trylogia)
zgrabnie opowiada miłosną historię. Bardzo ładną, romantyczną, prawie
szekspirowską (zresztą z dramatem „Romeo i Julia” w tle). Miłość jest pełna
uniesień, poświęceń, strachu, czułości, namiętności… emocji we wszystkich
kolorach i odmianach.
Druga część opisuje narodziny nowej Leny. Podział fabuły na
przeplatające się „wtedy” i „teraz”, dodaje jej dynamiki. Ale wydaje się, że
autorka nie bardzo wie co zrobić ze swoimi bohaterami. Wciska kolejną miłość,
ale takich emocji już w niej nie ma. To wątek który ma budować napięcie w
[requiem], ale w [pandemonium] nieco mnie irytował. Bogato i interesująco był
za to przedstawiony czas żałoby Leny i odbudowywania siebie po stracie.
Natomiast [requiem] to opowieść o wolności wyboru i o
różnorodnych wyborach, bo wybierając można przecież wybrać źle, ale i do tego
człowiek ma prawo. Tu fabuła podzielona jest na narrację Leny (zbiega i
odmieńca) i Hany (wyleczonej, ale jakby nie do końca…) – przyjaciółki Leny. Ale
nie tylko one wybierają. Dodatkowo w wybory bohaterów wplata się motyw poświęcenia, z
wypaczoną w Księdze SZZ opowieścią o królu Salomonie…
Cóż jeszcze? Czy warto przeczytać? Na pewno można. Książki
są starannie wydane, chyba nieźle przetłumaczone (w [pandemonium] irytowali
mnie „protestanci” zamiast „protestujących”, ale może to mój przekręt), okładki
intrygują (jak zresztą w większości książek z serii „Moondrive”). To na pewno
nie książki dla facetów, ale w żeński target trylogia trafia chyba ze sporym rozmachem.
I jak zawsze cytat – tym razem nie w fotce:
“Wiesz, że nie możesz być szczęśliwa, jeśli czasami nie
bywasz nieszczęśliwa, prawda?”
Lauren Oliver
[delirium]
[pandemonium]
[requiem]
tłumaczenie Monika Bukowska
Wydawnictwo Otwarte, Kraków 2012 - 2013
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz