Sam jest niemal modelową nastolatką – mającą absolutne
przekonanie o swojej wyższości nad dorosłymi, w szczególności rodzicami
własnymi i cudzymi, i doskonale konformistyczną w grupie przyjaciółek,
irytująco chichotliwych bogatych popularsek w małomiasteczkowym amerykańskim
liceum. Bohaterka jest samolubna, bezmyślna
i okrutna w dążeniu do pozostania na szczycie listy popularności w szkole. Nie
gra pierwszych skrzypiec w niesympatycznym kwartecie – ulega niszczycielskiej
dyktaturze Lindsay. Nie wiadomo dlaczego spotyka się z Robem, który
intelektualnie ani mentalnie nie wyrósł poza piaskownicę. Jedyną sympatycznie
zarysowaną postacią w szkolnej menażerii, z którą Sam wchodzi (lub nie) w
relacje jest Kent, tak dojrzały, że aż niewiarygodny.
Książka zaczyna się źle i trudno mówić o szczęśliwym
zakończeniu. Konstruując akcję autorka powołuje się na „Dzień Świstaka”,
przeprowadzając swoją bohaterkę przez zaprzeczenie, bunt, smutek, akceptację i
próby poukładania rzeczywistości. Nie jestem przekonana, czy to czemuś służy,
czy ma coś pokazać, do czegoś doprowadzić. Postać Juliet, która być może miała
być zalążkiem ewolucji Samathy, jest zbyt papierowa, a interakcje zbyt słabe i
mgliste, by katalizować cokolwiek. Zamysł wątpliwy, więc i osiągnięcie celu nie
jest wcale pewne.
Ale siedem razy przeżyty ostatni dzień życia coś w sobie ma.
Na pewno spodobały mi się obrazki z codziennego rodzinnego życia, które
zapatrzona w siebie nastolatka zaczęła dostrzegać. Spodobał mi się absurdalnie
dojrzały Kent i pełna uśmiechów Izzy. I w końcu spodobała mi się sama Sam
sprzed wejścia do szkolnych elit.
Lauren Oliver
"7 razy dziś"
tytuł oryginału: Before I Fall
tłumaczenie: Mateusz Borowski
Wydawnictwo Otwarte, Kraków 2011
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz