...już za nami.
Wyszło bardzo ładnie (a niech tam), chociaż bieganiny i stresów było co niemiara. Teraz sobie myślę, że głównie przez tę "idealną" VI A, która miała mieć wszystko na wypasie, więc się maniakalnie wprost sprężyłyśmy, żeby się przy nich nie wygłupić... Stąd też zjednoczenie klas B i C.
Najpierw zaproszenia: miały być tylko dla "naszych" nauczycieli, a okazało się, że wszyscy powinni je otrzymać. Róża zbladła, zzielaniała, ale powiedziała "dam radę" i zrobiła świetne:
Dla nauczycieli uczących "nasze" klasy były, wzorem greckich bombonier, breloczki, ręcznie uszyte przez spokrewnioną artystkę, z nadrukiem:
Dyrektorowi wręczyliśmy stosik książek do biblioteki. Oczywiście każda książka z życzeniami przyjemnej lektury ;) Zrobiłam wcześniej wywiad, co się przyda, a potem spróbowałam wycisnąć z budżetu maxa, więc w paczuszce zanalazły się "Koszmarne Karolki", "Martynki", "Zaopiekuj się mną" i lektury "Hobbit" (5 sztuk, bo podobno nie było go w szkole, a to przecież lektura), "Sposób na Alcybiadesa" i "Ten obcy" - łącznie 16 książek. Pięknie przemówiła w imieniu rodziców Aneta (bardzo się cieszę, że dała się namówić, bo było przesympatycznie i profesjonalnie).
W czasie poczęstunku, już w klasie, w czasie balu pożegnalnego dla szóstoklasistów wręczyliśmy również prezent wychowawczyni. Zasadnicza część prezentu została zaprojektowana i wykonana przez moją niezwykle utalentowaną koleżankę nitkę. W projekcie starałam się pomóc jak mogłam - opisałam dla kogo, w jakich kolorach, co z wypatrzonych u niej wzorów mogłoby się pani wychowawczyni spodobać. Efekt pracy jest świetny, do obejrzenia na jej blogu.
A podany został tak:
Komplet podobno bardzo się spodobał, zresztą natychmiast został założony :) Wypełniacz stanowiły kawki, herbatki i czekoladki w koszu, coby całość wdzięcznie i niezwykle bogato się przedstawiała.
Poczęstunek też był niezły... Była kawka, herbatka, mnóstwo napojów i oczywiście jedzonka wykonane głównie przez mamy: pizzerki, parówki w cieście i przeróżne ciasta: rożki z ciasta francuskiego, szrlotka (Ania ją dla mnie upiekła) na półkruchym cieście, cytrynowiec z listkiem mięty, orzechowe... Nie wiem sama co jeszcze. Nie zdołałam nawet wszystkiego spróbować. Wszystko w formie szwedzkiego stołu, ale były też miejsca, żeby przysiąść z kawką i ciastem. Wyszło naprawdę świetnie.
Cóż jeszcze? No tak... Kubeczki. Chcieliśmy, żeby również każde dziecko otrzymało jakąś pamiątkę na zakończenie szkoły. Wymyśliłam kubeczki dla "naszej" klasy i oczywiście poprosiłam Różę o projekt. Ponieważ wykonanie kubeczków okazało się tańsze niż zafundowanie każdemu dziecku jakiejś książki, zrobiliśmy je dla obu "naszych" klas B i C oraz oczywiście dla wychowawców. A zapasowy kubeczek wręczyłam Marcie (która w tym roku nie dostała jednak "Złotej Sowy") z cudownej klasy A (która nie miała aż takiego wypasu, jaki się jawił w opowieściach ;-)).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz