sobota, 12 lipca 2014
Janusz Koryl "Urojenie"
No wow, po prostu książka z jajem. Najpierw było trochę strasznie, mrocznie, niesamowicie i kryminalnie, ale gdzieś w okolicach 75% już wyłam ze śmiechu. Ale od początku...
Aspirant Mateusz Garlicki zaczyna rok niefajnie: wdaje się w bójkę z oprychami, którzy napadli na Bogu ducha winną dziewczynę. Chwilę potem zostaje wezwany na komendę, ponieważ pojawił się tam niejaki Tadeusz Olczak z zakrwawionym nożem w garści i wyznaniem, że właśnie zabił kobietę. Olczak trafa za kratki, a policjanci pod podany przez mordercę adres. Okazuje się jednak, że pod wskazanym adresem zwłok brak. Wpieniony Garlicki rzuca się do powtórnego przesłuchania "dowcipnisia", ale Olczak znika z zamkniętej celi. Śledztwo zaczyna się komplikować, a Garlicki popada w coraz większą nieszczęśliwość.
Książka napisana sprawnie i, jak już wspomniałam, z jajem: opis przebieżki przez miasto za psem tropiącym jest śliczna, a seans spirytystyczny na komendzie... boki zrywać. Zakończenie takie, że od razu ułożyła mi się lista pytań z początkiem "a co do cholery z...?"
Ale i tak mi się podobało.
A okładka jest mocna. Bardzo mocna.
Janusz Koryl
Urojenie
Wydawnictwo Dreams, styczeń 2013
w wersji papierowej 216 stron
6/10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz