środa, 24 września 2014

Marek Krajewski "Władca liczb"


"Władcę liczb" udało mi się przeczytać jeszcze przed premierą wydania papierowego, ponieważ e-book pojawił się już 20ego sierpnia. Bardzo mi się to spodobało. Brawa dla Znaku i Woblinka.
Rzuciłam się na książkę od razu. I oczywiście pełna satysfakcja. 
"Władca liczb" to kolejny, trzymający poziom kryminał z Popielskim w roli głównej. Kolejny, w którym rolę śledczego odgrywa również syn Popielskiego, Wacław Remus (kurczę, jeszcze mniej sympatyczna postać). 
Tym razem Popielski tropi szalonego wyznawcę krwiożerczego Belmispara. 
Jak zwykle u Krajewskiego jest dużo mroku, dużo matematyki, trochę logiki i języków klasycznych, no i duuużo Wrocławia (czasem zastanawiam się jak się to czyta nie-Wrocławianom), chociaż hasło reklamujące książkę, wydaje mi się jednak nieco przesadzone:


To, co w tej chwili uderza mnie w książkach Krajewskiego, to potworna plastyczność i emocjonalność języka. Czytam i czuję odrazę, niechęć, oburzenie. Niewiele tu pozytywów, ale nawet potworności opisane są tak, że nie sposób, nie tylko się oderwać, ale i nie poczuć. Nie mam pojęcia jak można budować akcję na trudnych do zniesienia bohaterach. Jeśli Popielski to alter ego Krajewskiego, to chyba jednak będę się trzymała z daleka od spotkań autorskich.
Tym niemniej to bardzo dobra literatura klasy B - idąc za słowami samego pisarza.
Bardzo ujęła mnie refleksja na temat czasu:


Też nie lubię cierpieć...


Marek Krajewski
Władca liczb
Wydawnictwo Znak, premiera 11 września 2014
w edycji papierowej 312 stron
9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz