wtorek, 24 września 2013

Sting: Symphonicities

Kupiłam płytkę, bo, no cóż, "to Sting" a jeszcze symfonicznie, na pewno mi się spodoba... Niestety. Płytka do odstrzału. Może źle nagrana, a może pomysł na nią nie taki. Lubię koroneczki budowane ze smyczków nawet na bazie popu, ale tu one jekieś takie papierowe są.
Wysłuchałam kilka razy "Every Little Thing She Does Is Magic":
ale w wersji oryginalnej, ma jednak więcej ikry, życia, energii:
A Mąż kazał mi natychmiast wyłączyć Roxanne, twierdząc, że nie zniesie tak jej wykastrowanej wersji.

Szkoda. Recenzje były obiecujące, ale płyta nie trafiła w mój gust.

poniedziałek, 23 września 2013

Możdżer, Danielsson, Fresco - The Time

Prezent dla Męża to niemal zawsze wyzwanie, szczególnie najbardziej pożądany - muzyczny, ponieważ audiofilstwo gna go na niezwykłe ścieżki.
W Empiku bywam często, a że wrażliwa na promocje jestem bardzo, więc przyciągnięta przystępną ceną, przepiękną okładką i nazwiskiem Możdżera, w obliczu zbliżających się mężowskich imienin, zainteresowałam się płytą. 


 

Wydawało mi się, że to temat w domu nieeksplorowany jeszcze, więc po króciutkich przymiarkach, prostym teście na przyszłym obdarowanym, nabyłam drogą kupna płytę "The Time". I zakochałam się z miejsca. Nie sądziłam, że fortepian z kontrabasem mogą tak pięknie razem brzmieć. Muzyka czaruje słuchacza i świat dookoła. Jest nastrojowa i emocjonalna. 



Niezbyt podobają mi się wokale, które wydają mi się dość płaskie, za wyjątkiem ostatniego utworu, ale generalnie całość jest zachwycająca.
Podoba mi się również sama płyta, stylizowana na czarny krążek, nawet z rowkami. Ciekawe czy byłaby do odtworzenia również na gramofonie ;-)



niedziela, 22 września 2013

Idealne matki


Film, jak opowiadanie, toczy się w niemal rajskim otoczeniu. Morze, piasek, słońce, soczysta zieleń i w tle bardzo przyjemna muzyka - to mnie zaczarowało, ale sama opowieść mnie nie zachwyciła. Jest opowiedziana do końca zinterpretowana, powiedziałabym, nawet przeinterpretowana, mocno odbiega od znacznie subtelniejszego pierwowzoru. Film jest dosadny, działania bohaterów dalekie od przypadku, dużo w nich wyrachowania.

Lil i Roz są przyjaciółkami od dzieciństwa. Mają synów, których wychowują niemal wspólnie. Na potrzeby filmu młodzieńcy zostali postarzeni: z 16-17latków, stali się 19latkami... Któregoś pięknego dnia, a właściwie nocy, Ian, syn Lil, całuje Roz, Roz nie odmawia, rozpoczynając związek z synem przyjaciłki. Tom, syn Roz, który staje się świadkiem potajmnego wyjścia matki z sypialni Iana, "uwodzi" Lil... Dwie dojrzałe kobiety, ulegają młodzieńczej sile i urodzie. Banał, nuda. Co czyni dla mnie ten układ nieakceptowalnym? Ian mówi swojej przyszłej żonie, że Roz była przy nim przez niemal całe jego życie, że jest dla niego jak druga matka. Wszystko na temat... Bo czasy mamy takie, że nie tylko geny decydują o związkach rodzinnych.

Pewnie, że z bohaterkami można się identyfikować. Lil patrząca w lustro na swoją ciągle jeszcz piękną, ale już z wyraźnymi oznakami zbliżającej się starości, twarz. Płacząca nad uczuciem, które w ogóle nie powinno być jej udziałem. Wpatrująca się z zachwytem w "młodego boga". Bawiąca się trochę za ostro... Czy nie jest taka jak wiele 40-50latek? Nie godzimy się z tym, ale przechodzimy do cienia, przestajemy istnieć. Już nie młode, ale jeszcze nie stare. Już nie po prostu atrakcyjne, ale ciągle jeszcze atrakcyjne. Już nie ładne, ale zadbane.

Anne Fontaine opowiadziała inną historię niż Doris Lessing.


"Roz usłyszała jgo płacz i bez wahania weszła tam, żeby go objąć i przytulić jak małego chłopca, co przecież robiła od zawsze. Zasnął w jej ramionach, a rankiem patrzył na nią spragniony, pożądliwy, obolały. Roz milczała, rozmyślając o wydarzeniach minionej nocy. Nie wyjawiła Lil, co zaszło. Bo właściwie co zaszło? Nic, co nie zdarzyło się już setki razy wcześniej." (fragm. "Grandmothers" w tłumaczeniu B. Maliborskiego).




Idealne matki

(Adore, Perfect Mothers)

Australia, Francja

Reżyseria: Anne Fontaine 
Scenariusz: Christopher Hampton
Muzyka: Christopher Gordon
Dystrybutor: Kino Świat International 
Premiery kinowe: Polska - 21 czerwiec 2013, Świat - 18 styczeń 2013




piątek, 20 września 2013

"Środki produkujące informacje skazują połacie bytu na niebyt i umacniają w ludzie wiarę, że liczy się tylko to, co zauważone, skomentowane, oślinione, podane i zobaczone w szklanej pułapce."

cytat z bloga Cassianus "Przed podróżą"




czwartek, 19 września 2013

Zapach spalonych kwiatów



Troszkę tego za dużo: czarownice, skandynawska mitologia, Salem, nieśmiertelność (w jakiejś dziwnej konwencji, bo co by się stało, gdyby umarła Joanna?), enigmatyczni błękitnokrwiści, romanse tysiącletnie i bardzo ludzkie... Bohaterki są dość sympatyczne, choć powierzchownie zarysowane.
Babskie czytadło dla rozrywki. Czytałam gorsze. Było, minęło, wracać nie ma potrzeby.
Nieco niepokojąca okładka przyciąga wzrok. Korekta troszkę w środku przyspała, ale troszkę, da się znieść. Tytuł polski zdecydowanie ciekawszy niż oryginalny :)



Melissa de la Cruz
Zapach spalonych kwiatów

tyt. oryginału: "The Witches of East End"
tłumaczenie: Ewa Polańska
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, Kraków 2011

niedziela, 15 września 2013

Idealne matki

Historia, rzekłabym, dość obrzydliwa.
Dwie przyjaciółki od niemal zawsze razem, mieszkają w sąsiednich domach, spędzają razem czas, wychowują samotnie, bo jedna piękna pani w separacji, a druga wdowa, synów. Synowie dorastają, stają się "pięknymi jak bogowie" nastolatkami, niezwykle atrakcyjnymi również dla dojrzałych pań, a panie są atrakcyjne dla nich. Romans rodzi się z bólu, złości i oczywiście pożądania, i sobie trwa w ukryciu...
Opowiadanie, choć obejmuje kilkadziesiąt lat, toczy się powoli, słonecznie i sielankowo. Historia opowiedziana została wręcz beznamiętnie. Bardziej sugestywnie opisany jest nagrzany piasek na plaży i smak morskiej wody niż emocje bohaterów. Autorka nie ocenia, nie deprecjonuje, ani nie gloryfikuje swoich postaci. I chwała jej za to.
Za to ja mogę ocenić, stąd pierwsze słowa...
A teraz pora na film...












Doris Lessing
Idealne matki
tyt. oryginału: "Grandmothers"
tłumaczenie: Bohdan Maliborski
wydawnictwo: Wielka Litera, Warszawa 2013 

sobota, 14 września 2013

urodzinowy bilardzik

Bardzo dobry stół. Nigdy na takim nie grałam. 
Bez papierosów. Alkohol sprzedają, ale przede wszystkim przychodzi się tam grać. 
Wakacyjna szkółka bilardowa nie poszła na marne: Córka radzi sobie z kijem i kulkami całkiem nieźle, więc wszyscy się dobrze bawili.
A ja pobawiłam się troszkę aparatem...







Wiem, większość jest mało bilardowa ;-)

wtorek, 10 września 2013

pralka odhaczona

No to posiedzieliśmy sobie z Edziem w łazience i pogapiliśmy się na pralkę. Puste pranie ciekawsze niż tv, ale nie dodawajcie do niego płynu do prania. Nigdy.
Edzio obejrzał pralkę z każdej strony, przód i tył, i nawet zajrzał pod spód oraz do bębna. Sumienny zawodnik. Musi wiedzieć, co w domu piszczy.
Pralka narazie pierze. Wybrana została ze względu na 5-letnią gwarancję. Obym nie musiała korzystać...
Przy okazji mogę Wrocławianom polecić hurtownię Daria. Pan poradził, co wybrać - w razie czego będzie na niego ;) - dość cierpliwie znosząc moje marudzenie. Zamówiłam w piątek, a we wtorek o umówionej godzinie pojawili się panowie z nową pralką (stare budownictwo, 3 piętra bez windy), zdjęli blokady, ustawili, podłączyli, starą zabrali, wszystko w cenie pralki, a cena plasowała się wśród tych najniższych...
No a teraz Edzio zagląda co jakiś czas, czy sprzęt prawidłowo działa. Ciekawe, czy zgłosi, jeśli coś będzie nie tak.
Dobrze, że mam wolne, bo prania się, oj, nazbierało. W dwa dni będę musiała odbębnić tyle prań ile się da, czyli jak nic wyrobię miesięczną normę (w jakimś teście sprawdzali żywotność pralek przyjmując, że pralka chodzi 3 razy w tygodniu, hmmm... u mnie musi więcej...)

piątek, 6 września 2013

obrazki z miasta






Wczoraj zadziwił mnie widok karetek w ilościach hurtowych w raczej spokojnej i nienawiedzonej przez globalną katastrofę okolicy.

Być może to z okazji Mistrzostw Polski w ratownictwie medycznym takie zgromadzenie...



Dziś z kolei natknęłam się na plakat, pięknie wkomponowany ulicę Świdnicką:
I kopnęła mnie dość przerażająca wizja, co stałoby się z tym tygrysem, gdyby faktycznie pojawił się na ulicy.



środa, 4 września 2013

podręczniki i pralki...

Szkoła już mnie wkurza. Nie pozwolili zamówić podręczników, "bo będą się zmieniać"... oczywiście nie pojawiły się żadne zmiany w liście umieszczonej na stronie szkoły w czerwcu. Niewiadomą pozostają tylko podręczniki do języków obcych, ale reszta książek ma być już. A guzik. Nie będę jeździła po księgarniach, podręczniki mają mi pięknie do domku dostarczyć i to z rabatem sensownym, więc troszkę czasu to wymaga. 2 dni roboczych co najmniej. A tu nie, bo zadania domowe już są. Z podręcznika, na zakup którego miał być cały wrzesień, że zacytuję "och, proszę się nie martwić, pierwszy miesiąc i tak jest bezpodręcznikowy...". No i qrwicy dostaję, a Córka jęczy, że jej książek trza.
Znajoma szefowej mojej poskarżyła się, że na podręczniki do I gimnazjum zapłaciła przeszło 7 stówek. Jesuuu...

Do ogólnie nerwowej atmosfery, bo piętrzy się różności moc, dołożyła swoje pralka, która po 13 latach pracy złożyła wypowiedzenie z głośnym trzaskiem, grzechotaniem i pozbawieniem prądu całego mieszkania. I teraz obczytuję fora i testy, przepytuję rodzinę i znajomych, oglądam pralki w wirtualu i realu, i dochodzę do wniosku, że każda decyzja zakupowa będzie zła (chyba że kupię Miele, na którą mnie nie stać :-D).
Bosche i Siemensy są świetne, ale tylko te z wyższej półki, bo reszta to chiński badziew. Samsungi super, i z grzałką ceramiczną i eco-bąbelkami, ale LG z direct drive są cichsze i mniej wibrujące, a gwarancję mają na 10 lat... ale tylko na silnik, a to co pada najszybciej to przecież elektronika, a wymiana programatora to 7 stówek + ekstrasy typu dojazd i montaż, że nie wspomnę, że coś tam, co się też psuje jest na sztywno połączone z bębnem i też naprawa się nie opłaca. Beko to tureckie byle co i co z tego, że gwarancja na 5 lat, jak nie można jej wyegzekwować. Niezłe niby jest Gorenje, ale to moje prało może i bezawaryjnie, ale tak sobie, a wirowania na 900 obrotów na wszelki wypadek nigdy nie nastawiałam, bo od 3ego roku przy 600 praleczka i tak wędrowała po łazience... Aaa.... Pomocy!

poniedziałek, 2 września 2013

pierwszy dzień w gimnazjum

...szczęśliwie już za nami.
Nie poszłam do szkoły, choć jak się okazało, nikt by mnie nie wyrzucił. Nie wiem, czy Córce wydawało się, że będzie obciachawo jak pójdzie z rodzicami...
Stresior oczywiście był. Córka z tych nerwów utopiła swoją ukochaną komórkę w herbacie. Narazie nie udało się urządzenia odreanimować, może dlatego, że Mąż postanowił je leczyć prawie homeopatycznie:


Była oczywiście afera o podręczniki, że tylko Córka nie ma tylko dlatego, że jej matka czyta informacje ze zrozumieniem i dostosowuje się do szkolnych zaleceń - przyznam, że wkurzających już na wstępie. 
I niech mi kto powie, czemu w tygodniu są tylko 4 matematyki i tylko 1 fizyka?! I czemu, do kroćset, angielski nie odbywa się w grupach, tylko łącznie, w 32-osobowej klasie?!

I znowu podobało mi się doodle... ;)