To już chyba nałóg. Kilka dni temu poszłam spać bez zajrzenia do Świata Czytników, a następnego dnia dowiedziałam się, że Allegro znów krzaczyło i pojawiły się e-booki Rebisu, ze szczególnym uwzględnieniem Philipa K. Dicka, w zaskakujących cenach... Pięknie wydany "Blade Runner" leży spokojnie na półce, ale wygodniej byłoby jednak przeczytać go w końcu na czytniku. Niestety rano błąd został naprawiony, więc nie wzbogaciliśmy się o Dicka.
To mnie nauczyło, żeby zaglądać jednak pod koniec dnia do komentarzy. Zanim wyłaczyłam komputer przeczytałam nowy wpis dotyczący promocji na papier na znak.com.pl. O promocji wiedziałam, miałam już kilka pozycji w koszyku i plan, żeby zająć się sprawą po powrocie z pracy. Tymczasem Robert zrzucił bombę, a mianowicie kod rabatowy z bloga Zakładka na 100 zł, który przy dobrze ułożynym koszyku daje dodatkowe 50% rabatu. Na szybko złożyłam zamówienie, z myślą, że po południu złożę kolejne, ale żaba. Najwyraźniej popyt przerósł możliwości księgarni i ceny zaczęły pełznąć w górę, a niektóre książki znikać. Oczywiście w komentarzach były i żale do księgarni, i wnioski (w tym moje), żeby Woblink, który ma wyłączność na książki Znaku, zrobił taką samą promocję na e-booki. Robert napisał "mówisz i masz" i faktycznie: do 60% rabatu na książki wydane w ubiegłym roku. Niestety, kiedy właśnie pięknie wydane książki papierowe można kupić po 5 zł, 2-3 razy droższe e-booki tak nie kuszą.
piątek, 31 stycznia 2014
czwartek, 30 stycznia 2014
środa, 29 stycznia 2014
Andrea Camilleri "Kryjówka"
Książka przeczytana natychmiast po premierze w listopadzie ubiegłego roku. Kupiłam e-booka, ponieważ w dniu premiery, a nawet tydzień po niej, wersję papierową można było tylko zamawiać, a w okolicznych księgarniach i molochach książkowych jej nie było. Pewnie dlatego, że to nie "Sezon burz" ani inne "Inferno". Potem podstępnie musiałam wyrwać Córce czytnik i już...
Do Camilleri'ego w wersji nie-montalbanowej podchodzę bardzo ostrożnie. O ile "Zniknięcie Pato" przeczytałam z przyjemnością, o tyle "Piwowar z Preston" zmęczył mnie straszliwie. "Kolor słońca" wydał mi się kiepską książeczką, choć może zwyczajnie jej nie doceniłam. "Kryjówki" wręcz się obawiałam... i niepotrzebnie. Niespecjalnie rozbudowana akcja ukazuje życie Arianny w różnych, przeplatających się wątkach osadzonych w różnym czasie i miejscu, prowadząc do logicznego zamknięcia opowieści. Notka wydawcy z całą pewnością ma podnieść sprzedaż i na dodatek jest streszczeniem całego jednego wątku, ale urok tej książki nie opiera się na akcji, niekoniecznie również na bohaterce, która momentami budzi zgrozę i zdumienie. Mój, no niech tam, zachwyt wzbudziła soczystość opowieści, wielowymiarowość doznań, umiejętne granie na wszystkich zmysłach. W "Kryjówce" słońce grzeje, woda się mieni, pot jest słony, a las pełen dźwięków. Smaki, zapachy, barwy wymieszane w pyszną całość, ale nie baśniowo-sielankową, bo nie pozbawioną również nutek odrazy. Chwała tłumaczowi.
"Kiedy poci się z gorąca pachnie soczystą trawą, a zapach jej potu ma barwę zielononiebieską".
Andrea Camilleri
Kryjówka
tyt. orygianału: "Il Tuttomio"
przekład: Jarosław Mikołajewski
Wydawnictwo Literackie, listopad 2013
172 strony
Do Camilleri'ego w wersji nie-montalbanowej podchodzę bardzo ostrożnie. O ile "Zniknięcie Pato" przeczytałam z przyjemnością, o tyle "Piwowar z Preston" zmęczył mnie straszliwie. "Kolor słońca" wydał mi się kiepską książeczką, choć może zwyczajnie jej nie doceniłam. "Kryjówki" wręcz się obawiałam... i niepotrzebnie. Niespecjalnie rozbudowana akcja ukazuje życie Arianny w różnych, przeplatających się wątkach osadzonych w różnym czasie i miejscu, prowadząc do logicznego zamknięcia opowieści. Notka wydawcy z całą pewnością ma podnieść sprzedaż i na dodatek jest streszczeniem całego jednego wątku, ale urok tej książki nie opiera się na akcji, niekoniecznie również na bohaterce, która momentami budzi zgrozę i zdumienie. Mój, no niech tam, zachwyt wzbudziła soczystość opowieści, wielowymiarowość doznań, umiejętne granie na wszystkich zmysłach. W "Kryjówce" słońce grzeje, woda się mieni, pot jest słony, a las pełen dźwięków. Smaki, zapachy, barwy wymieszane w pyszną całość, ale nie baśniowo-sielankową, bo nie pozbawioną również nutek odrazy. Chwała tłumaczowi.
"Kiedy poci się z gorąca pachnie soczystą trawą, a zapach jej potu ma barwę zielononiebieską".
Andrea Camilleri
Kryjówka
tyt. orygianału: "Il Tuttomio"
przekład: Jarosław Mikołajewski
Wydawnictwo Literackie, listopad 2013
172 strony
czwartek, 23 stycznia 2014
Nie wszyscy, kurna, używają tabletów!
Wchodzę sobie spokojnie na mój ulubiony ostatnio Świat Czytników i co widzę? "Nowy wygląd konta Kindle - krok do przodu i dwa kroki w tył..." Przeczytałam i rzuciłam się oglądać, bo może szczęśliwie mi jeszcze nie zmienili. Ale zmienili i szlag mnie znowu trafił, bo po zalogowaniu zobaczyłam coś takiego:
Nie przesyłam przez Amazon książek, ale mam zaprenumerowaną Wyborczą... Naszukałam się i znalazłam:
Uroczo... Podobno nie-amazonowe książki też tak wyglądają. Można na szczęście przerzucić się na listę i wywalić wszystko z chmury hurtem ;)
Nie da rady obejrzeć wszystkich swoich skarbów w chmurze, trzeba przerzucać się pomiędzy folderami, ale przeniesienie słowników i instrukcji do oddzielnego działu nawet przypadło mi do gustu:
Z chmury korzystam rzadko, ale uznałam, że ustawienia czytnika, czy autoryzację adresów mailowych powinnam jednak znaleźć.
Ustawienia wyglądają dość dziwnie, ale pewnie na telefonie, czy tablecie mogą się sprawdzić:
Po rozwinięciu "Personal Document Settings" pojawiły się interesujące mnie ustawienia:
Na tym postanowiłam zakończyć eksplorację.
Nie znoszę nowoczesnej maniery dostosowywania wszystkiego co się da do urządzeń dotykowych. Irytuje mnie ikonowatość i komiksowość serwisów internetowych. Niby dalej zaglądam na onet, merlina, z przymusu do mbanku (zresztą stale logując się do starego serwisu, bo nowy jest dla mnie absolutnie nieczytelny) czy Allegro, ale uwspółcześnione wyglądy stron zdecydowanie mi się nie podobają. Nie chcę gadżetów i wodotrysków z kulfonowatymi napisami i przerośniętymi obrazkami, życzę sobie mieć czytelną, prostą w obsłudze stronę, na której mi nic nie pływa, faluje ani miga...
Nie przesyłam przez Amazon książek, ale mam zaprenumerowaną Wyborczą... Naszukałam się i znalazłam:
Uroczo... Podobno nie-amazonowe książki też tak wyglądają. Można na szczęście przerzucić się na listę i wywalić wszystko z chmury hurtem ;)
Nie da rady obejrzeć wszystkich swoich skarbów w chmurze, trzeba przerzucać się pomiędzy folderami, ale przeniesienie słowników i instrukcji do oddzielnego działu nawet przypadło mi do gustu:
Z chmury korzystam rzadko, ale uznałam, że ustawienia czytnika, czy autoryzację adresów mailowych powinnam jednak znaleźć.
Ustawienia wyglądają dość dziwnie, ale pewnie na telefonie, czy tablecie mogą się sprawdzić:
Po rozwinięciu "Personal Document Settings" pojawiły się interesujące mnie ustawienia:
Na tym postanowiłam zakończyć eksplorację.
Nie znoszę nowoczesnej maniery dostosowywania wszystkiego co się da do urządzeń dotykowych. Irytuje mnie ikonowatość i komiksowość serwisów internetowych. Niby dalej zaglądam na onet, merlina, z przymusu do mbanku (zresztą stale logując się do starego serwisu, bo nowy jest dla mnie absolutnie nieczytelny) czy Allegro, ale uwspółcześnione wyglądy stron zdecydowanie mi się nie podobają. Nie chcę gadżetów i wodotrysków z kulfonowatymi napisami i przerośniętymi obrazkami, życzę sobie mieć czytelną, prostą w obsłudze stronę, na której mi nic nie pływa, faluje ani miga...
wtorek, 21 stycznia 2014
Ta to dopiero miała "blue monday"...
Heh, taki mamy klimat, więc czemu rok w rok zima zaskakuje drogowców, kierowców, kolejarzy?
A pamiętacie jak co roku w żniwa nie było sznurka do snopowiązałek?
poniedziałek, 20 stycznia 2014
Blue Monday w kozim zaułku
Blue Monday niestety też mnie dotknął i przytrzyma do lata... chociaż oby nie.
Na pocieszenie w Nexto za darmoszkę było "Trzech panów w łódce nie licząc psa" - od lat mam ochotę przeczytać.
Ze smutkiem (ale trochę i z radością, bo finanse zanurkowały poniżej termokliny) myślę o znikniętej latającej promocji na ebooki.Allegro.pl. Najpierw w niereklamowanej promocji były książki Czarnej Owcy. Jakoś tak w miarę stabilnie. A potem latająca promocja zaczęła dotykać różnych tytułów (również najczęściej Czarnej Owcy) na dzień lub dwa. Niespodziewanie załapałam się na całą trylogię Millenium w cenach ok 10 zł, całą furę (czyli z 5) książek Lackberg, wszystkie poniżej dyszki, "Trylogię czasu" Gier (to dla Córki ;-)) i jeszcze kilka innych ciekawostek... Allegro utrzymywało na forum ŚwiataCzytników, że ich ta latająca promocja również zaskoczyła i żeby korzystać, bo ceny wrócą "do normy". Miałam nadzieję, że trafię jeszcze na "[bubble]", bo "[geim]" i "[buzz]" upolowałam wcześniej we flying promo, ale niestety skończył się dobrobyt (a może i dobrze, bo na koncie Rów Mariański).
Miałam pomysł taki, żeby w ogóle wprowadzić flying promo na stałe: codziennie jedna książka w super cenie do upolowania - jak znajdziesz jest twoja, jak nie - to żałuj.
Poddaję pomysł ebookom-Allegro. W szczególności w kwestii [bubble] bardzo porproszę, bo mi brakuje do kompletu.
W ogóle na kindelku mam jakoś dużo kryminałów, co mi wytknęła świeżo zaczytnikowana (Kindle zamówiony w sobotę w południe, odebrała od kuriera we wtorek rano - ekspresowo) szwagierka. No lubię kryminały, ale tylko na (e-)papierze.
I jeszcze ciekawostka lingwistyczna na poziomie sprawdzianu szóstoklasisty. Mądry pan (tytuł co najmniej doktora miał, a może i nawet profesora) w telewizji powiedział "zapędził go w kozi zaułek". Kto zgadnie, czemu ryknęłam śmiechem mimo powagi tematu? Córka zdobyła tylko pół punktu ;-)
Na pocieszenie w Nexto za darmoszkę było "Trzech panów w łódce nie licząc psa" - od lat mam ochotę przeczytać.
Ze smutkiem (ale trochę i z radością, bo finanse zanurkowały poniżej termokliny) myślę o znikniętej latającej promocji na ebooki.Allegro.pl. Najpierw w niereklamowanej promocji były książki Czarnej Owcy. Jakoś tak w miarę stabilnie. A potem latająca promocja zaczęła dotykać różnych tytułów (również najczęściej Czarnej Owcy) na dzień lub dwa. Niespodziewanie załapałam się na całą trylogię Millenium w cenach ok 10 zł, całą furę (czyli z 5) książek Lackberg, wszystkie poniżej dyszki, "Trylogię czasu" Gier (to dla Córki ;-)) i jeszcze kilka innych ciekawostek... Allegro utrzymywało na forum ŚwiataCzytników, że ich ta latająca promocja również zaskoczyła i żeby korzystać, bo ceny wrócą "do normy". Miałam nadzieję, że trafię jeszcze na "[bubble]", bo "[geim]" i "[buzz]" upolowałam wcześniej we flying promo, ale niestety skończył się dobrobyt (a może i dobrze, bo na koncie Rów Mariański).
Miałam pomysł taki, żeby w ogóle wprowadzić flying promo na stałe: codziennie jedna książka w super cenie do upolowania - jak znajdziesz jest twoja, jak nie - to żałuj.
Poddaję pomysł ebookom-Allegro. W szczególności w kwestii [bubble] bardzo porproszę, bo mi brakuje do kompletu.
W ogóle na kindelku mam jakoś dużo kryminałów, co mi wytknęła świeżo zaczytnikowana (Kindle zamówiony w sobotę w południe, odebrała od kuriera we wtorek rano - ekspresowo) szwagierka. No lubię kryminały, ale tylko na (e-)papierze.
I jeszcze ciekawostka lingwistyczna na poziomie sprawdzianu szóstoklasisty. Mądry pan (tytuł co najmniej doktora miał, a może i nawet profesora) w telewizji powiedział "zapędził go w kozi zaułek". Kto zgadnie, czemu ryknęłam śmiechem mimo powagi tematu? Córka zdobyła tylko pół punktu ;-)
środa, 8 stycznia 2014
6 urodziny Nexto
Na urodziny Nexto trafiłam przypadkiem, kiedy sprawdzałam, czy mogę już pobrać "Cmentarz w Pradze" i "W ofierze molochowi", bo przez 3 dni coś się tam krzaczyło i nie mogłam.
Banerek i idea dość kontrowersyjna
ale trudno, nie każdy marketingowiec charakteryzuje się dobrym smakiem. Zresztą stara jestem, a to może trafia do młodego pokolenia. Upadły anioł został już oswojony, ośmieszony i nie budzi już strasznej grozy.
W pierwszej chwili myślałam, że to dopiero przygotowanie, na coś co zdarzy się jutro, bo ceny nie powalają, ale okazało się, że to już to...
Po naczytaniu się jaki to badziew, te promocje, bo za drogo, bo nie to, co by się chciało i w ogóle (to przy okazji urodzin Woblinku), czułam generalnie niesmak. Teraz oczywiście również takie głosy się pojawiają i to często, ale promocje są jakie są, można z nich skorzystać lub nie i to dla mnie zamyka temat.
W przypadku Nexto zdumiało mnie coś innego. Przez cały październik i listopad Nexto oferowało e-book dnia za 9,90 zł (+ możliwość wygrania czytnika za największe zakupy, więc sprzedaż im się pewnie spora generowała). W urodzinowej promocji jest wiele z tych tytułów, ale już w wyższych cenach. "Cmentarz w Pradze" 18 zł, "Wśród obcych" prawie 18, "Czerwień rubinu" ponad 15, "Burza słoneczna" czy "W ofierze molochowi" przeszło 21 zł, "Dzisiaj narysujemy śmierć" prawie 16 zł, a to zaledwie kilka tytułów, które pamiętam z ceny dnia, niektóre przegapiłam... Zdawało mi się, że jeśli można było wtedy dać taką cenę, to czemu nie przy okazji urodzin? Szkoda.
Ciekawe, że niektórych oburzył podział książek
jako stereotypowy, seksistowski, a i żenujący jeszcze. Ale pod zakładkami panuje taki chaos, że właściwie szkoda było jakikolwiek podział wprowadzać i narażać się na oskarżenie o genderową niepoprawność ;-)
A w ogóle to 100 lat Nexto! Mimo wszystko zaglądam i pewnie nie raz coś kupię.
Banerek i idea dość kontrowersyjna
ale trudno, nie każdy marketingowiec charakteryzuje się dobrym smakiem. Zresztą stara jestem, a to może trafia do młodego pokolenia. Upadły anioł został już oswojony, ośmieszony i nie budzi już strasznej grozy.
W pierwszej chwili myślałam, że to dopiero przygotowanie, na coś co zdarzy się jutro, bo ceny nie powalają, ale okazało się, że to już to...
Po naczytaniu się jaki to badziew, te promocje, bo za drogo, bo nie to, co by się chciało i w ogóle (to przy okazji urodzin Woblinku), czułam generalnie niesmak. Teraz oczywiście również takie głosy się pojawiają i to często, ale promocje są jakie są, można z nich skorzystać lub nie i to dla mnie zamyka temat.
W przypadku Nexto zdumiało mnie coś innego. Przez cały październik i listopad Nexto oferowało e-book dnia za 9,90 zł (+ możliwość wygrania czytnika za największe zakupy, więc sprzedaż im się pewnie spora generowała). W urodzinowej promocji jest wiele z tych tytułów, ale już w wyższych cenach. "Cmentarz w Pradze" 18 zł, "Wśród obcych" prawie 18, "Czerwień rubinu" ponad 15, "Burza słoneczna" czy "W ofierze molochowi" przeszło 21 zł, "Dzisiaj narysujemy śmierć" prawie 16 zł, a to zaledwie kilka tytułów, które pamiętam z ceny dnia, niektóre przegapiłam... Zdawało mi się, że jeśli można było wtedy dać taką cenę, to czemu nie przy okazji urodzin? Szkoda.
Ciekawe, że niektórych oburzył podział książek
jako stereotypowy, seksistowski, a i żenujący jeszcze. Ale pod zakładkami panuje taki chaos, że właściwie szkoda było jakikolwiek podział wprowadzać i narażać się na oskarżenie o genderową niepoprawność ;-)
A w ogóle to 100 lat Nexto! Mimo wszystko zaglądam i pewnie nie raz coś kupię.
poniedziałek, 6 stycznia 2014
zaułek
Czasem można znaleźć coś niezwykłego niemal na własnym podwórku. To właśnie przydarzyło mi się wczoraj, kiedy niespodziewanie kilkaset metrów od domu trafiłam na śmierdzący, zniszczony, a jednak przyciągający zaułek - studnię.
niedziela, 5 stycznia 2014
Dom Kalifa
Dziś w promocji dostępny był w publio Dom Kalifa. Przeczytałam tę książkę za namową koleżanki (cóż bym bez Ani i jej literackich rekomendacji zrobiła?!) już jakiś czas temu. Pozostało we mnie wspomnienie lekkości języka i sporej dawki humoru, które sprawiły, że książkę czytało się z dużą przyjemnością. Podziw budziło przywołanie obrazów tradycyjnego rzemiosła, wzornictwa, technik budowlanych, ale już zderzenie kultur, opis relacji społecznych, wzajemnych zależności i zabobonów momentami przerażało. Oprócz relacji z próby przeprowadzania się do z Anglii do Maroka, odremontowania urokliwego domu i ułożenia sobie życia w nowym miejscu, autor powracał do dzieciństwa, szkicując własne tradycyjne wychowanie i relacje z ojcem...
Książka trafiła na wirtualną półkę. Mam nadzieję, że Mężowi spodoba się tak jak mnie.
Tahir Shah
Dom Kalifa. Rok w Casablance
tyt. oryginału: "The Caliph's House. A Year in Casablanca"
przekład: Małgorzata Glasenapp
Wydawnictwo Literackie, 2011
464 strony
Książka trafiła na wirtualną półkę. Mam nadzieję, że Mężowi spodoba się tak jak mnie.
Tahir Shah
Dom Kalifa. Rok w Casablance
tyt. oryginału: "The Caliph's House. A Year in Casablanca"
przekład: Małgorzata Glasenapp
Wydawnictwo Literackie, 2011
464 strony
sobota, 4 stycznia 2014
z Calibre na Kindle'a mailem
Dzisiejsze osiągnięcie (może nie ma się czym chwalić, ale daje kolejne możliwości), to wysyłka książki z Calibre na Kindle'a ;)
Zalety: plik jest "poprawiony" i jednocześnie trafia do chmury Amazonu, skąd może być pobrany w dowolnym momencie. Niestety jak każdy plik, który trafia przez Amazona do Kindle'a dostaje widoczną pod okładką i wysoce irytującą etykietę "Personal". Z drugiej strony ciekawe, że prasa, którą dostaję z publio bezpośrednio na czytnik takiej etykiety nie ma...
Informacja, że z większością maili Calibre samo sobie poradzi, jest chyba niezbyt aktualna. Nie udało mi się skonfigurować wysyłki ani z onetu ani z tlenu, za to konfiguracja dla gmaila okazała się prosta i skuteczna.
Przypominam, że adres z którego będą wysyłane pliki koniecznie musi być zautoryzowany na Amazonie. Jak to zrobić pisałam już wcześniej.
Troszkę zmodyfikowałam pasek narzędzi, bo ustawienia mi się chowały... Kolejność jest następująca: "Ustawienia" --> "Udostępnienia książek przez email".
Adres kindle'a wprowadzałam już na etapie konfiguracji Calibre, ale po naciśnięciu wielkiego plusa z napisem "dodaj email" można dodawać kolejne adresy. W czasie wysyłania plików można wybrać jeden lub kilka lub w ogóle skonfigurować sobie samemu opcje wysyłki (tym się nie bawiłam).
Chociaż odszukanie danych serwerów i portów nie jest jakąś szczególnie tajemną dla mnie umiejętnością, nie udało mi się prawidłowo wprowadzić tych danych dla poczy o2, więc skorzystałam z gotowca przygotowanego dla gmaila. Analogiczny jest dla hotmaila. Po kliknięciu "Użyj poczty Gmail" pojawia się proste do wypełnienia okno dialogowe, a informacje dotyczące serwera po uzupełnieniu ustawiają się automatycznie (zaznaczone na zielono).
Wszędzie zalecają przetestowanie, więc i ja kliknęłam "Testowy email". Od razu pojawia się ostrzeżenie, że na ekranie zostanie wyświetlone hasło, więc nie do pokazywania każdemu. Trzeba to zaakceptować, aby przejść dalej.
Aby wysłać testowego maila, wciskamy "Test", a przy prawidłowo skonfigurowanym przesyłaniu otrzymujemy komunikat "Email wysłany pomyślnie".
Po wejściu na gmail w folderze "Wysłane" możemy zobaczyć testowy mail od Calibre (jednocześnie Amazon przesłał informację, że mail nie zawiera załącznika).
Książkę wysyła się z poziomu biblioteki. Po zaznaczeniu pliku, klikamy ikonę "Połącz/udostępnij", a następnie z menu wybraną opcję wysyłki.
Po najechaniu na "Prześlij emailem do..." pojawia się lista zdefiniowanych wcześniej adresów oraz "Wybierz adresatów". Zaznaczenie tej ostatniej opcji powoduje otwarcie okna dialogowego, w którym wprowadzić można kolejny adres do wysyłki.
Wysłany w ten sposób plik (testowałam to na "Delirium") trafia do elementów wysłanych gmaila oraz oczywiście do chmury Amazonu, a po połączeniu z wi-fi również na czytnik
oczywiście z napisem "Personal". Utrzymanie pliku na serwerze Amazonu, nawet po usunięciu z czytnika, pozostawia na kindle'u "powidok" z tytułem pliku. Po dotknięciu/tapnięciu go, książka jest zaciągana automatycznie z chmury (oczywiście o ile jest w danym momencie dostępne wi-fi, chyba, że czytnik jest z 3G), a efektem mogą być 2 takie same pliki na kindelku, prawdopodobnie niezsynchronizowane.
Narazie zdecydowałam się przesyłać książki po kablu z Calibre bez zrzucania ich do chmury Amazonu, tworząc w ten sposób bibliotekę Calibre, a równocześnie zapisując oryginalne pliki na dysku komputera.
Zalety: plik jest "poprawiony" i jednocześnie trafia do chmury Amazonu, skąd może być pobrany w dowolnym momencie. Niestety jak każdy plik, który trafia przez Amazona do Kindle'a dostaje widoczną pod okładką i wysoce irytującą etykietę "Personal". Z drugiej strony ciekawe, że prasa, którą dostaję z publio bezpośrednio na czytnik takiej etykiety nie ma...
Informacja, że z większością maili Calibre samo sobie poradzi, jest chyba niezbyt aktualna. Nie udało mi się skonfigurować wysyłki ani z onetu ani z tlenu, za to konfiguracja dla gmaila okazała się prosta i skuteczna.
Przypominam, że adres z którego będą wysyłane pliki koniecznie musi być zautoryzowany na Amazonie. Jak to zrobić pisałam już wcześniej.
Troszkę zmodyfikowałam pasek narzędzi, bo ustawienia mi się chowały... Kolejność jest następująca: "Ustawienia" --> "Udostępnienia książek przez email".
Adres kindle'a wprowadzałam już na etapie konfiguracji Calibre, ale po naciśnięciu wielkiego plusa z napisem "dodaj email" można dodawać kolejne adresy. W czasie wysyłania plików można wybrać jeden lub kilka lub w ogóle skonfigurować sobie samemu opcje wysyłki (tym się nie bawiłam).
Chociaż odszukanie danych serwerów i portów nie jest jakąś szczególnie tajemną dla mnie umiejętnością, nie udało mi się prawidłowo wprowadzić tych danych dla poczy o2, więc skorzystałam z gotowca przygotowanego dla gmaila. Analogiczny jest dla hotmaila. Po kliknięciu "Użyj poczty Gmail" pojawia się proste do wypełnienia okno dialogowe, a informacje dotyczące serwera po uzupełnieniu ustawiają się automatycznie (zaznaczone na zielono).
Wszędzie zalecają przetestowanie, więc i ja kliknęłam "Testowy email". Od razu pojawia się ostrzeżenie, że na ekranie zostanie wyświetlone hasło, więc nie do pokazywania każdemu. Trzeba to zaakceptować, aby przejść dalej.
Aby wysłać testowego maila, wciskamy "Test", a przy prawidłowo skonfigurowanym przesyłaniu otrzymujemy komunikat "Email wysłany pomyślnie".
Po wejściu na gmail w folderze "Wysłane" możemy zobaczyć testowy mail od Calibre (jednocześnie Amazon przesłał informację, że mail nie zawiera załącznika).
Książkę wysyła się z poziomu biblioteki. Po zaznaczeniu pliku, klikamy ikonę "Połącz/udostępnij", a następnie z menu wybraną opcję wysyłki.
Po najechaniu na "Prześlij emailem do..." pojawia się lista zdefiniowanych wcześniej adresów oraz "Wybierz adresatów". Zaznaczenie tej ostatniej opcji powoduje otwarcie okna dialogowego, w którym wprowadzić można kolejny adres do wysyłki.
Wysłany w ten sposób plik (testowałam to na "Delirium") trafia do elementów wysłanych gmaila oraz oczywiście do chmury Amazonu, a po połączeniu z wi-fi również na czytnik
oczywiście z napisem "Personal". Utrzymanie pliku na serwerze Amazonu, nawet po usunięciu z czytnika, pozostawia na kindle'u "powidok" z tytułem pliku. Po dotknięciu/tapnięciu go, książka jest zaciągana automatycznie z chmury (oczywiście o ile jest w danym momencie dostępne wi-fi, chyba, że czytnik jest z 3G), a efektem mogą być 2 takie same pliki na kindelku, prawdopodobnie niezsynchronizowane.
Narazie zdecydowałam się przesyłać książki po kablu z Calibre bez zrzucania ich do chmury Amazonu, tworząc w ten sposób bibliotekę Calibre, a równocześnie zapisując oryginalne pliki na dysku komputera.
kabelkiem na kindle'a
I znowu prościzna. Po podłączeniu kindle'a do komputera pojawia się jako dodatkowy dysk, wystarczy copy-paste z dysku komputera na czytnik i już.
Jeżeli jest zainstalowany Calibre, możliwości zarządzania się powiększają...
Przede wszystkim: co to jest Calibre (Świat Czytników of course, trochę zamierzchłe, ale daje wgląd) i dla mnie najistotniejsze: jak skonfigurować Calibre - również ze Świata Czytników. Artykuł jest z listopada, a Calibre ma już kolejne wersje i troszkę inaczej wygląda, ale to najlepszy przewodnik, z jakim się zetknęłam. Skorzystałam, krok po kroku ustawiłam, co zalecili i zadziałało. Guru Calibre nie zostanę nigdy, nie poznam też wszystkich możliwości, nie mam ambicji do grzebania w kodach książek i poprawiania spacji i interlinii, a nie czarujmy się: niektóre pliki wyglądają tak sobie.
Córce książki przed Świętami wrzuciłam dość byle jak, więc zaczęłam od usunięcia plików bezokładkowych.
Wystarczy kliknąć na plik do usunięcia, a następnie klawiszem "DEL" usunąć książkę. Z kolei żeby przesłać książkę do czytnika, trzeba przejść z powrotem do biblioteki, zaznaczyć książkę i kliknąć "prześlij do urządzenia".
Książka pojawia się na Kindle'u. Nie usuwam książek z biblioteki, ponieważ niektóre będę przesyłała również do mojego czytnika.
Co jeszcze? W kilku przypadkach okazało się, że plik z książką gdzieś zgubił okładkę, wtedy w Calibre można użyć jako okładki dowolnego zdjęcia.
Ścieżka: konwertuj --> ikona komputera --> OK
W efekcie książka już z okładką:
Calibre daje również możliwość wysłania pliku mailem, co jeszcze mi się nie udało, i skojarzenia biblioteki z jakąć chmurą czy dropboxem (tego nie próbowałam).
Calibre stanowi również niezłą bazę książek. Mnie się już udało kupić w 2 różnych księgarniach tę samą książkę (na szczęście woblink wymienił mi ją na inną), więc spis z możliwością sortowania po autorze, tytule czy serii jest dla mnie szczególnie cenny.
Jeżeli jest zainstalowany Calibre, możliwości zarządzania się powiększają...
Przede wszystkim: co to jest Calibre (Świat Czytników of course, trochę zamierzchłe, ale daje wgląd) i dla mnie najistotniejsze: jak skonfigurować Calibre - również ze Świata Czytników. Artykuł jest z listopada, a Calibre ma już kolejne wersje i troszkę inaczej wygląda, ale to najlepszy przewodnik, z jakim się zetknęłam. Skorzystałam, krok po kroku ustawiłam, co zalecili i zadziałało. Guru Calibre nie zostanę nigdy, nie poznam też wszystkich możliwości, nie mam ambicji do grzebania w kodach książek i poprawiania spacji i interlinii, a nie czarujmy się: niektóre pliki wyglądają tak sobie.
Córce książki przed Świętami wrzuciłam dość byle jak, więc zaczęłam od usunięcia plików bezokładkowych.
Wystarczy kliknąć na plik do usunięcia, a następnie klawiszem "DEL" usunąć książkę. Z kolei żeby przesłać książkę do czytnika, trzeba przejść z powrotem do biblioteki, zaznaczyć książkę i kliknąć "prześlij do urządzenia".
Książka pojawia się na Kindle'u. Nie usuwam książek z biblioteki, ponieważ niektóre będę przesyłała również do mojego czytnika.
Co jeszcze? W kilku przypadkach okazało się, że plik z książką gdzieś zgubił okładkę, wtedy w Calibre można użyć jako okładki dowolnego zdjęcia.
Ścieżka: konwertuj --> ikona komputera --> OK
W efekcie książka już z okładką:
Calibre daje również możliwość wysłania pliku mailem, co jeszcze mi się nie udało, i skojarzenia biblioteki z jakąć chmurą czy dropboxem (tego nie próbowałam).
Calibre stanowi również niezłą bazę książek. Mnie się już udało kupić w 2 różnych księgarniach tę samą książkę (na szczęście woblink wymienił mi ją na inną), więc spis z możliwością sortowania po autorze, tytule czy serii jest dla mnie szczególnie cenny.
czwartek, 2 stycznia 2014
paskudny DRM
Na stronie ebookpoint jest oznaczenie będące deklaracją, której znaczenia nie pojmowałam do czasu próby odczytania "Robokalipsy". Kupiłam tę książkę, czy też plik, nie do końca zdając sobie sprawę, czymże jest ten DRM, ze świadomością, że epub można (podobno) łatwo zamienić na mobi odczytywane przez kindle. Okazuje się jednak, że DRM (zastępowany przez znak wodny, ale ciągle jeszcze pałętający się po księgarniach), jest solidnym zabezpieczeniem pliku i bez dodatkowych narzędzi nawet się go nie otworzy.
Zdania co do zdjęcia zabezpieczenia z zakupionego pliku są oczywiście podzielone, jednej interpretacji nie ma, ale wkurzające jest, że nie mogę przeczytać kupionej książki, bo mój czytnik nie wspiera epub.
Kwestie zabezpieczenia DRM obczytałam w Świecie Czytników, Bookotece (podlinkowanie za ŚCz, kwestie prawne), oraz, co szczególnie mnie zaiteresowało, na blogu Legimi, czyli e-księgarni.
Niestety wszystkie te artukuły już troszkę starawe, więc trochę zabrakło mi informacji, jak dobrać się do kupionego pliku, ale nawet dla mnie okazało się możliwe uaktualnienie wiadomości i ułożenie algorytmu w oprciu o "magiczne pudełko", czyli Calibre.
Ach, wcześniej napisałam do księgarni, prosząc o zdjęcie DRM. Otrzymałam odpowiedź: "Niestety nie jesteśmy w stanie zdjąć tego zabezpieczenia, ponieważ byłoby to nielegalne." i propozycję wymiany pliku na inny, bez DRM. Sęk w tym, że mam ochotę na przynajmniej jeszcze jedną książkę z tej księgarni, również zabezpieczoną DRM i niedostępną gdzie indziej. Mam wprawdzie wersję papierową, ale w skanowanie i konwertowanie nie chce mi się bawić, a gryzoń jednak budzi we mnie pewien opór.
Pierwsza rzecz, to ściągnięcie i zainstalowanie Adobe Digital Editions. Następnie ściągnęłam plik, a właściwie kod url na swój komputer ze strony sklepu
i zapisałam go, po czym dodałam do biblioteki Adobe.
W efekcie w "moich dokumentach" w automatycznie utworzonym folderze "My Digital Editions" pojawił się plik epub z możliwością przeczytania na komputerze po otwarciu z poziomu biblioteki Adobe.
Komputera nosić ze sobą jednakowoż nie będę, więc działałam dalej.
Calibre już miałam zainstalowane i skonfigurowane wcześniej (choć o tym innym razem), zaczęły się więc poszukiwania wtyczki. Na ŚwCz dostałam link do strony Alfa, ale sobie z nią nie poradziłam, chociaż faktycznie wszystko na niej jest. Skorzystałam z dużo bardziej łopatologicznej i świeższej niż w ŚwCz instrukcji. Po zainstalowaniu wtyczki (nazywa się teraz tools_v6.0.7, chociaż na blogu Alfa jest już kolejna wersja z 8ką na końcu) wystarczyło już tylko zaciągnąć zabezpieczony epub do biblioteczki Calibre i go przekonwertować, a następnie już gotowy plik przerzucić do czytnika. Uff...
Warto równiż dodać, że za 30 dolarów można kupić program do od-DRM-owania e-booków.
środa, 1 stycznia 2014
Subskrybuj:
Posty (Atom)