Jej... właśnie przeczytałam pierwszy poradnik, jak mi się wydaje, nigdy wcześniej tego nie robiłam.
Wikipedia mówi, że kaizen to z japońskiego zmiana na lepsze. Sam autor, odwołując się do doskonalenia procesów technologicznych metodą małych kroków, namawia do... rezygnacji z diety. Pomysł, by zrezygnować z próby osiągnięcia celu w postaci niższej wagi czy mniejszego rozmiaru, a uczynić cel z samej drogi do osiągnięcia dobrostanu, wydał mi się bardzo interesujący. I warty uwagi.
Jestem gruba. Swoją własną nadwagę postrzegam również jako stan umysłu, umysłu niezadowolonego z siebie, a więc jestem skłonna do próbowania różnych diet. Autor książki zmusił mnie do pomyślenia o swojej własnej wadze, stylu życia i zastanowienia się, co zmienić, żeby było lepiej. Jednocześnie niektóre podane przykłady i porady, acz barwne i zapewne przez wielu do zastosowania, u mnie się nie sprawdzą: prawie nie jeżdżę samochodem, do pracy i na zakupy chodzę na piechotę (co najmniej 3 km dziennie), mieszkam w budynku bez windy, w starym budownictwie i wcale nie na parterze, nie słodzę herbaty... Uwielbiam słodycze i tu środki farmakologiczne pomagają, bo jeśli się zawezmę (a wg filozofii Kaizen powinnam tego unikać) i przez dłuższy czas stosuję suplementy z chromem, jednak spada mi łaknienie na słodkości. Natomiast w kontekście wagi moje uwielbienie dla słodyczy to raczej nałóg do wytępienia. Czy są grupy Anonimowych Słodyczożerców?
Marzy mi się Tai Chi. Kiedyś liznęłam odrobinę i, słowo daję, mój kręgosłup nigdy nie czuł się lepiej. Ale musiałabym zacząć na nowo, kawał od domu, zajęcia 2-godzinne... A gdzie filozofia małych kroków?!
Niezależnie od wszystkiego, samo zastanowienie się nad skutecznością diet i własnego podejścia do jakiegokolwiek działania w kierunku polepszenia jakości życia, stanowi wartość. Dodatkowo książka napisana jest bardzo prostym, zrozumiałym, momentami jowialnym językiem. Czyta się ją szybko i lekko. Polecam i to nie tylko grubasom. Pewnie, jak przyjdzie czas, to skuszę się również na "Pokonaj stres z Kaizen", a póki co, chyba postaram się bardziej polubić ;-)
Jarosław Gibas
Schudnij z Kaizen
Wydawnictwo: Sensus, Czerwiec 2013
w wersji papierowej 208 stron
?/10
sobota, 31 maja 2014
piątek, 30 maja 2014
Dobre Strony
Wrocławskie targi książki są jakieś takie słabo widoczne. Większość znanych mi księgarń internetowych robi promocje przy okazji targów warszawskich, czy krakowskich, a o wrocławskich cicho, nawet jeśli akurat "Pióro Fredry" jest wręczane...
"Dobre Strony" Targi Książki dla Dzieci i Młodzieży z Placu Solnego przeniosły się na Dworzec Główny, a bajkoczytacze rozpełzli po mieście.
Targi nigdy chyba nie były specjalnie okazałe, wydawnictw jakby coraz mniej, a i Córka już coraz mniej dzieckiem jest, ale i tak powędrowałam, bo po pierwsze lubię atmosferę dworca, a po drugie wypatrzyłam, że będzie ulubione wydawnictwo mojej Nastolatki, czyli Dreams. Przyznaję bez bicia, że nie przeczytałam ani jednej wydanej przez nich książki (chociaż Córka terroryzuje mnie do przeczytania Akademii Mitów), a to głównie dlatego, że nie wydają jeszcze e-booków, a ja niemal całkowicie przerzuciłam się na czytnik. Ich książki są pięknie wydane i cholernie drogie nawet w czasie promocji, ale niestety trudno się im oprzeć. Tak więc szerokim łukiem i trzymając się za portfel ominęłam Naszą Księgarnię (chociaż nie do końca, bo obejrzałam - z myślą o dwulatku - "Labirynty nie z tej ziemi" - interesującą graficznie pozycję, ale absolutnie nie dla przedziału wiekowego 0-6, raczej 4-6) i pomknęłam do Dreamsa. Biblioteczka wzbogaciła się o "Wszechświaty. Pamięć", oczywiście w promocyjnej cenie. Córka powiedziała, że pierwsza część jest dziwna, ale drugą i tak chętnie przeczyta. No to ma.
Córka jest zdecydowaną fanką "Akademii Mitu" - na targach każda książka z serii o Gwen Frost w niezłej, jak na to wydawnictwo cenie, 25 zł za tom. Podobno ma się również ukazać w e-bookach, więc chyba poczekam...
"Dobre Strony" Targi Książki dla Dzieci i Młodzieży z Placu Solnego przeniosły się na Dworzec Główny, a bajkoczytacze rozpełzli po mieście.
Targi nigdy chyba nie były specjalnie okazałe, wydawnictw jakby coraz mniej, a i Córka już coraz mniej dzieckiem jest, ale i tak powędrowałam, bo po pierwsze lubię atmosferę dworca, a po drugie wypatrzyłam, że będzie ulubione wydawnictwo mojej Nastolatki, czyli Dreams. Przyznaję bez bicia, że nie przeczytałam ani jednej wydanej przez nich książki (chociaż Córka terroryzuje mnie do przeczytania Akademii Mitów), a to głównie dlatego, że nie wydają jeszcze e-booków, a ja niemal całkowicie przerzuciłam się na czytnik. Ich książki są pięknie wydane i cholernie drogie nawet w czasie promocji, ale niestety trudno się im oprzeć. Tak więc szerokim łukiem i trzymając się za portfel ominęłam Naszą Księgarnię (chociaż nie do końca, bo obejrzałam - z myślą o dwulatku - "Labirynty nie z tej ziemi" - interesującą graficznie pozycję, ale absolutnie nie dla przedziału wiekowego 0-6, raczej 4-6) i pomknęłam do Dreamsa. Biblioteczka wzbogaciła się o "Wszechświaty. Pamięć", oczywiście w promocyjnej cenie. Córka powiedziała, że pierwsza część jest dziwna, ale drugą i tak chętnie przeczyta. No to ma.
Córka jest zdecydowaną fanką "Akademii Mitu" - na targach każda książka z serii o Gwen Frost w niezłej, jak na to wydawnictwo cenie, 25 zł za tom. Podobno ma się również ukazać w e-bookach, więc chyba poczekam...
środa, 28 maja 2014
Book Rage: "Na tropie zbrodni"
Już w końcówce, ale jeszcze do wykorzystania: Book Rage tym razem z kryminałami. Po przekroczeniu 1000 sprzedanych pakietów dołączyły 2 dodatkowe e-booki (tym razem powtórki z poprzednich pakietów, ale kto się załapał ma okazję. Cel szczytny, więc wspieram, a że wreszcie coś innego niż fantastyka - tym bardziej :) Tylko do 2ego czerwca.
poniedziałek, 26 maja 2014
Jeff VanderMeer: "Unicestwienie"
"Unicestwienie" mnie nie przekonało. Kiedy autor pisze w pierwszej osobie z punktu widzenia kobiety, na dzień dobry staje się dla mnie niewiarygodny. A "Unicestwienie" zostało napisane właśnie w taki sposób. Bardzo osobiście, z mocnym podkreśleniem płci narratorki, opisem jej wspomnień, przeżyć, doświadczeń, i jednocześnie z jakąś niewytłumaczalną (ok, być może wynikającą z uprzedzeń) nutką nieprawdziwości.
Książka słusznie została zaliczona do klasycznego s-f. Autor starł się z niełatwym tematem: kontaktem z niezrozumiałym, obcym, wymykającym się wszelkim schematom, a nawet opisowi. I niestety mam wrażenie, że poległ, jakby jego samego przerosło wyobrażenie stworzonego świata. Owszem Strefa X została opisana szalenie plastycznie (gotowiec na hollywoodzkie mega widowisko), ale troszkę brakuje w niej spójności, pewności autora, że wie, co i dlaczego pokazuje czytelnikowi. Być może kolejne części (Authorithy i Acceptance) poprawią to wrażenie i nie będą u mnie wywoływać co chwilę mentalnego "e?!"
Jeff VanderMeer
Unicestwienie
tyt. oryginału: Annihilation
przekład: Anna Gralak
Wydawnictwo Otwarte, kwiecień 2014
w wydaniu papierowym 232 strony
5/10
niedziela, 25 maja 2014
PE'2014
Nie było bardzo wcześnie i już się skończyły pierwsze msze, kiedy trafiliśmy do lokalu wyborczego. Pusto, cisza aż dzwoni. W spisach wyborców biało...
Aż trudno uwierzyć, że w pokoleniu naszych rodziców za możliwość dokonywania wyborów wielu walczyło, siedziało w więzieniach, niektórzy zginęli. A teraz coraz częściej słyszę: "mam dość polityki, nie idę głosować". Ciekawe, że wrzeszczymy, kłócimy się, bijemy pianę, a kiedy jest okazja, żeby wpłynąć na to, co się dzieje, zostajemy w domach.
Kiedyś było wiadomo, kto wygra. Teraz wygra ten, na kogo zagłosuje większość, ale na ile wiarygodny jest ten głos, kiedy do urn wyborczych idzie 20% uprawnionych?
Kto w wyborach nie uczestniczy, nie powinien się wypowiadać na żaden polityczny, ani społeczny temat.
*****************
Wynik zasmucający: mizerna frekwencja i w PE typek, który chce odebrać kobietom prawa wyborcze, bo głupie są.
I tak Unia Euroazjatycka zje Unię Europejską...
Aż trudno uwierzyć, że w pokoleniu naszych rodziców za możliwość dokonywania wyborów wielu walczyło, siedziało w więzieniach, niektórzy zginęli. A teraz coraz częściej słyszę: "mam dość polityki, nie idę głosować". Ciekawe, że wrzeszczymy, kłócimy się, bijemy pianę, a kiedy jest okazja, żeby wpłynąć na to, co się dzieje, zostajemy w domach.
Kiedyś było wiadomo, kto wygra. Teraz wygra ten, na kogo zagłosuje większość, ale na ile wiarygodny jest ten głos, kiedy do urn wyborczych idzie 20% uprawnionych?
Kto w wyborach nie uczestniczy, nie powinien się wypowiadać na żaden polityczny, ani społeczny temat.
*****************
Wynik zasmucający: mizerna frekwencja i w PE typek, który chce odebrać kobietom prawa wyborcze, bo głupie są.
I tak Unia Euroazjatycka zje Unię Europejską...
czwartek, 22 maja 2014
środa, 21 maja 2014
Prezent od Virtualo
Po zatkaniu serwerów w czasie poniedziałkowej promocji na e-booki Grupy Wydawniczej Foksal (w tym np. W.A.B.), Virtualo zrobiło miłą niespodziankę i podarowało czytelnikom Świata Czytników kod obniżający cenę książek tej grupy o 60%. Zdumiało mnie, że kod połączył się z aktualnymi promocjami i proszę, taki efekt:
Ambitnych pozycji czytam mało, ale tego co lubię w atrakcyjnych cenach nie mogłam sobie odmówić. No i Córka dostanie też prezent (Dzień Dziecka za pasem, a młoda potrafi pochłonąć książkę dziennie) - pakiecik Katarzyny Bereniki Miszczuk, bo bardzo jej się podobała "Druga Szansa".
W niezwykłej cenie wyszła też nowość, czyli "Jawne tajemnice" ubiegłorocznej noblistki. Bardzo podobały mi się opowiadania ze zbioru "Za kogo ty się uważasz" (czytane uchem ;-) bo w audiobooku) - postanowiłam więc i Munro poczytać.
Trzeba się spieszyć, bo TURBOKOD działa jeszcze tylko dziś, a wczoraj po południu serwery również padły...
Dzięki Virtualo!
Ambitnych pozycji czytam mało, ale tego co lubię w atrakcyjnych cenach nie mogłam sobie odmówić. No i Córka dostanie też prezent (Dzień Dziecka za pasem, a młoda potrafi pochłonąć książkę dziennie) - pakiecik Katarzyny Bereniki Miszczuk, bo bardzo jej się podobała "Druga Szansa".
W niezwykłej cenie wyszła też nowość, czyli "Jawne tajemnice" ubiegłorocznej noblistki. Bardzo podobały mi się opowiadania ze zbioru "Za kogo ty się uważasz" (czytane uchem ;-) bo w audiobooku) - postanowiłam więc i Munro poczytać.
Trzeba się spieszyć, bo TURBOKOD działa jeszcze tylko dziś, a wczoraj po południu serwery również padły...
Dzięki Virtualo!
poniedziałek, 19 maja 2014
Turbonoc z Virtualo
Najczęściej oglądałam taki obrazek:
A miało być tak pięknie:
Niektórym podobno udało się coś kupić, ja się nie załapałam. Trudno. Pewnie kara za obgadywanie Virtualo, że czasem promocje rozmijają się z zapowiedziami na banarach ;-)
Sporo interesujących ebooków w bardzo dobrych cenach. Chciałam się skusić na jakieś czytadła dla Córki i może jakiegoś Mankella dla siebie, ale po 3 godzinach prób przejrzenia stron, czy dodania czegokolwiek do koszyka, poddałam się. Szkoda czasu i energii. Kolejka na czytniku jest, a Córka najwyżej dostanie coś egmontowego z ebookpoint...
A miało być tak pięknie:
Niektórym podobno udało się coś kupić, ja się nie załapałam. Trudno. Pewnie kara za obgadywanie Virtualo, że czasem promocje rozmijają się z zapowiedziami na banarach ;-)
Sporo interesujących ebooków w bardzo dobrych cenach. Chciałam się skusić na jakieś czytadła dla Córki i może jakiegoś Mankella dla siebie, ale po 3 godzinach prób przejrzenia stron, czy dodania czegokolwiek do koszyka, poddałam się. Szkoda czasu i energii. Kolejka na czytniku jest, a Córka najwyżej dostanie coś egmontowego z ebookpoint...
niedziela, 18 maja 2014
Festiwal Wysokich Temperatur 2014
Każde z nas lubi w tym festiwalu co innego: Córka uwielbia szkło: formowanie, szlifowanie...; Mąż ceramikę i jej wypalanie w zupełnie niezwykłych piecach. Mnie absolutnie fascynuje widowiskowość spustu surówki z wielkich pieców, wlewania jej do form. I pewnie dlatego co roku wędrujemy na Festiwal Wysokich Temperatur.
W tym roku pogoda, przynajmniej w sobotę, skomplikowała nieco imprezę, ale i tak było widowiskowo, ciekawie, za to nieco mniej tłumnie.
sobota, 17 maja 2014
e-bookowe promocje to problem?
Pod jednym z artykułów z promocjami znalazł się wpis Kuby: "Muszę iść na kurs szybkiego czytania, bo kurs szybkiego kupowania niestety opanowałem ;)" Coś w tym jest: wirtualne półki się powiększają, a czasu na czytanie jakoś nie przybywa.
Tymczasem na codziennie odwiedzanym przeze mnie blogu pojawił się wpis: "6 błędów popełnianych przy promocjach przez polskie księgarnie". Warto się zapoznać z zestawieniem, bo trudno nie zgodzić się z przedstawionymi spostrzeżeniami. Bardzo interesująco rozwinęła się wymiana poglądów pod wpisem, ale ogólnie zgadzając się z autorem bloga, muszę zdecydowanie powiedzieć, że dopóki jestem klientem, wszelkiego rodzaju cenowe promocje popieram zdecydowanie. I jako klienta e-księgarni nad wyraz wkurzają mnie dywagacje na temat psucia rynku przez cenę 9,90 zł za e-booka, wkurza mnie narzekanie, że niczego nie można wybrać, bo jest tego za dużo. Mam ochotę powiedzieć: Ludzie, podchodźcie racjonalnie do zakupów, a nie narzekajcie, że macie za dużo i za tanio. Nie chce Wam się przeszukiwać promocji, to tego nie róbcie, po co jeszcze narzekać, że nikt Wam pod dzióbek nie podetknie tych wymarzonych e-booków. Jak się jest łowcą okazji, trzeba się potrudzić.
Bardziej niż promocje "585 e-booków po 7,90" wkurza mnie postawa wydawnictw, które puszczają swoje książki papierowe po 6 - 7 zł, a te same tytuły, ale jako e-booki, w mega promocjach sprzedają po 18 zł, bo "normalna" cena to 32 zł. Mam na oku takie dwa: Amber i Jaguara, a na dowód:
Tu akurat Amber i dla porównania wersje papierowe:
Zwrócę tylko uwagę, że w pakiecie są 2 książki, a zamówienie bynajmniej nie pochodzi z likwidowanej księgarni. Ot, Amber 80% taniej. Nie buntuję się. Biorę, co dają taniej, choć tkwi we mnie przekonanie, że twór wirtualny jest tańszy od materialnego.
No i sam światowo-czytnikowy wpis.
1. Za dużo promocji
Do tego stwierdzenia ustosunkowałam się wyżej.
2. Słabe pokazanie promocji
Nie lubię sliderów, szczególnie kiedy nie mogę ich popędzić. Mój ulubiony Woblink dorobił wreszcie "dziubki", trafianie w kółeczka w Nexto doprowadza mnie do szału, tam gdzie nie ma możliwości popędzenia slidera (albo jest ich za dużo jak w ebookpoint) nie zaglądam wcale.
3. Pseudo-promocje
Faktycznie jest irytujące i zniechęcające. Mam wrażenie, że celuje w tym Virtualo, albo po prostu tę księgarnię przyłapywałam najczęściej, nawet dziś:
Klikam na baner "nawet 55% taniej", układam wg rabatu, 5 książek z rabatem 50%, kolejne z mniejszym, a gdzie choć jedna z rabatem 55%?
4. Za dużo w jednej promocji
Od razu podkłada się Woblink ze swoimi weekendowymi promocjami, ale po pierwsze Woblink znacznie poprawił sortowanie setek książek (a dokładniej z sortowania żadnego, zrobili sortowanie byle jakie, jednakowoż progres jest), a po drugie Woblink ma świetnie zrobiony schowek, w którym, po zalogowaniu w danym dniu, od razu widzę zmiany cen obserwowanych e-booków.
5. Brak skutecznych rekomendacji
Rzeczywiście sporo zostaje do zrobienia, bo podtykanie mi książek, które już mam na półce, albo rekomendowanie czegoś, co akurat nie jest w promocji, a nie jest nowością, może być irytujące. Zrobienie dobrego systemu rekomendacji proste nie jest, a już żeby miało mnie zadowolić... nie, to chyba niemożliwe. W newsletterze oczekuję informacji o promocjach i nowościach - styknie. Z resztą poradzę sobie sama.
6. Brak potrzebnych szczegółów
Zgoda. Niekoniecznie każda księgarnia musi mieć linkowanie do LubimyCzytać, choć to oczywiście znacznie ułatwiłoby wyrobienie własnej opinii, ale określenie kolejności czytania cyklu nie powinno wykraczać poza możliwości serwisu. Umieszczenie nazwiska tłumacza, czy ilości stron w wydaniu papierowym również wydaje się prostą sprawą. Bywa gorzej: leży i kwiczy Nexto, bo brak autorów przy liście książek jest nieco żenujący:
Takich niedociągnięć niezwiązanych z promocjami, ale z samym działaniem serwisów jest więcej, ale to już inny temat.
Tymczasem na codziennie odwiedzanym przeze mnie blogu pojawił się wpis: "6 błędów popełnianych przy promocjach przez polskie księgarnie". Warto się zapoznać z zestawieniem, bo trudno nie zgodzić się z przedstawionymi spostrzeżeniami. Bardzo interesująco rozwinęła się wymiana poglądów pod wpisem, ale ogólnie zgadzając się z autorem bloga, muszę zdecydowanie powiedzieć, że dopóki jestem klientem, wszelkiego rodzaju cenowe promocje popieram zdecydowanie. I jako klienta e-księgarni nad wyraz wkurzają mnie dywagacje na temat psucia rynku przez cenę 9,90 zł za e-booka, wkurza mnie narzekanie, że niczego nie można wybrać, bo jest tego za dużo. Mam ochotę powiedzieć: Ludzie, podchodźcie racjonalnie do zakupów, a nie narzekajcie, że macie za dużo i za tanio. Nie chce Wam się przeszukiwać promocji, to tego nie róbcie, po co jeszcze narzekać, że nikt Wam pod dzióbek nie podetknie tych wymarzonych e-booków. Jak się jest łowcą okazji, trzeba się potrudzić.
Bardziej niż promocje "585 e-booków po 7,90" wkurza mnie postawa wydawnictw, które puszczają swoje książki papierowe po 6 - 7 zł, a te same tytuły, ale jako e-booki, w mega promocjach sprzedają po 18 zł, bo "normalna" cena to 32 zł. Mam na oku takie dwa: Amber i Jaguara, a na dowód:
Tu akurat Amber i dla porównania wersje papierowe:
Zwrócę tylko uwagę, że w pakiecie są 2 książki, a zamówienie bynajmniej nie pochodzi z likwidowanej księgarni. Ot, Amber 80% taniej. Nie buntuję się. Biorę, co dają taniej, choć tkwi we mnie przekonanie, że twór wirtualny jest tańszy od materialnego.
No i sam światowo-czytnikowy wpis.
1. Za dużo promocji
Do tego stwierdzenia ustosunkowałam się wyżej.
2. Słabe pokazanie promocji
Nie lubię sliderów, szczególnie kiedy nie mogę ich popędzić. Mój ulubiony Woblink dorobił wreszcie "dziubki", trafianie w kółeczka w Nexto doprowadza mnie do szału, tam gdzie nie ma możliwości popędzenia slidera (albo jest ich za dużo jak w ebookpoint) nie zaglądam wcale.
3. Pseudo-promocje
Faktycznie jest irytujące i zniechęcające. Mam wrażenie, że celuje w tym Virtualo, albo po prostu tę księgarnię przyłapywałam najczęściej, nawet dziś:
Klikam na baner "nawet 55% taniej", układam wg rabatu, 5 książek z rabatem 50%, kolejne z mniejszym, a gdzie choć jedna z rabatem 55%?
4. Za dużo w jednej promocji
Od razu podkłada się Woblink ze swoimi weekendowymi promocjami, ale po pierwsze Woblink znacznie poprawił sortowanie setek książek (a dokładniej z sortowania żadnego, zrobili sortowanie byle jakie, jednakowoż progres jest), a po drugie Woblink ma świetnie zrobiony schowek, w którym, po zalogowaniu w danym dniu, od razu widzę zmiany cen obserwowanych e-booków.
5. Brak skutecznych rekomendacji
Rzeczywiście sporo zostaje do zrobienia, bo podtykanie mi książek, które już mam na półce, albo rekomendowanie czegoś, co akurat nie jest w promocji, a nie jest nowością, może być irytujące. Zrobienie dobrego systemu rekomendacji proste nie jest, a już żeby miało mnie zadowolić... nie, to chyba niemożliwe. W newsletterze oczekuję informacji o promocjach i nowościach - styknie. Z resztą poradzę sobie sama.
6. Brak potrzebnych szczegółów
Zgoda. Niekoniecznie każda księgarnia musi mieć linkowanie do LubimyCzytać, choć to oczywiście znacznie ułatwiłoby wyrobienie własnej opinii, ale określenie kolejności czytania cyklu nie powinno wykraczać poza możliwości serwisu. Umieszczenie nazwiska tłumacza, czy ilości stron w wydaniu papierowym również wydaje się prostą sprawą. Bywa gorzej: leży i kwiczy Nexto, bo brak autorów przy liście książek jest nieco żenujący:
Takich niedociągnięć niezwiązanych z promocjami, ale z samym działaniem serwisów jest więcej, ale to już inny temat.
czwartek, 15 maja 2014
zdziwienie
Środa była dość intensywna, na buszowanie w sieci pozwoliłam sobie w środku nocy. Zajrzałam na fb i oczom nie uwierzyłam: co moje osobiste dziecko robi na profilu Publio?!
Było to udostępnienie przedwczorajszego wpisu. Córka zastanawiała się, jak stać się to mogło, ale sądzę, że firma dbająca o pozytywny PR takie rzeczy (czyli szukanie w sieci publikacji jej dotyczących) ma w zwyczaju... "Moja" książka nie wygrała, ale kolejna zabawa się zaczęła. Tym razem nie mam zdania i pozostanę przy kolejce lektur na własnym czytniku, chociaż baaardzo korci mnie "Obłęd", tylko dziś w najlepszej od premiery cenie w Publio.
Jednak w największe zdumienie, wręcz osłupienie, wprawiło mnie Nexto... Przy okazji Światowego Dnia Książki wspomniałam, że biorę udział w 7 kolorach majówki, ale nie sądziłam, że wygram coś więcej niż tylko kod rabatowy... a już na pewno nie główną nagrodę.
Od jakiegoś czasu obserwuję renesans Nexto. Kilka razy zabierałam się nawet do spisania spostrzeżeń. Pod koniec lutego byłam jedną z osób zaproszonych do testowania strony, co samo w sobie było dla mnie ciekawym doświadczeniem. Ale o tym może innym razem.
Było to udostępnienie przedwczorajszego wpisu. Córka zastanawiała się, jak stać się to mogło, ale sądzę, że firma dbająca o pozytywny PR takie rzeczy (czyli szukanie w sieci publikacji jej dotyczących) ma w zwyczaju... "Moja" książka nie wygrała, ale kolejna zabawa się zaczęła. Tym razem nie mam zdania i pozostanę przy kolejce lektur na własnym czytniku, chociaż baaardzo korci mnie "Obłęd", tylko dziś w najlepszej od premiery cenie w Publio.
Jednak w największe zdumienie, wręcz osłupienie, wprawiło mnie Nexto... Przy okazji Światowego Dnia Książki wspomniałam, że biorę udział w 7 kolorach majówki, ale nie sądziłam, że wygram coś więcej niż tylko kod rabatowy... a już na pewno nie główną nagrodę.
Od jakiegoś czasu obserwuję renesans Nexto. Kilka razy zabierałam się nawet do spisania spostrzeżeń. Pod koniec lutego byłam jedną z osób zaproszonych do testowania strony, co samo w sobie było dla mnie ciekawym doświadczeniem. Ale o tym może innym razem.
wtorek, 13 maja 2014
Wielka bitwa tytułów w Publio
Bardzo podoba mi się idea bitwy tytułów, która angażuje czytelników i zapewne przekłada się na liczbę odsłon strony. Marketingowo pomyślane świetnie. Zresztą to nie pierwsza tak dobrze pomyślana akcja Publio: całe urodziny były nastawione na utrzymanie uwagi przez cały dzień i to nie tylko w księgarni przez udostępnianie promocji w 8 różnych działach tylko przez 3 godziny przez okrągłe 24 godziny urodzinowej doby, ale również przez działania na FB (być może w innych portalach społecznościowych również). Szczególnie ujęła mnie akcja, w której zapytano użytkowników jaką dowolną, jedną, książkę wybraliby do przeczytania. Po kilkudziesięciu minutach osoby, które odpowiedziały, dowiedziały się, że tego właśnie e-booka otrzymają w prezencie. Publio zobowiązało się nawet do negocjacji, jeśli danej publikacji nie ma w ofercie (widziałam wśród marzeń najnowszą książkę Hugo-Badera, na którą wyłączność ma chyba Woblink) lub nie ma wersji elektronicznej. Ja sama skorzystałam z możliwości pobrania za darmo książki Stasiuka również z jakimś specjalnie opublikowanym kodem z okazji przekroczenia 6 tys. polubień.
Wracając do "Wielkiej bitwy tytułów"... Kilka miesięcy temu bitwa dotyczyła 2 książek Lackberg "Księżniczki z lodu" i "Zamieci śnieżnej...". "Księżniczkę..." już miałam (zresztą jako gratis od Publio za rejestrację w księgarni), ale druga pozycja mnie interesowała. Zastanowiłam się przez moment, czy nie wrzucić do Świata Czytników prośby o głosowanie na "Zamieć...", jeżeli ktoś nie jest zainteresowany żadnym z tytułów, ale zrezygnowałam z pomysłu z różnych względów. Ciekawa jednak byłam, co by się stało...
I przy którejś kolejnej odsłonie zabawy, ktoś odważył się poprosić o głosowanie czytelników bloga. Wsparty tytuł wygrał, głosów na oba tytuły było niemal tak dużo, jak przy głosowaniu na bodaj tytuły Grzędowicza. Oczywiście rozgorzała gorąca dyskusja, trochę polało się żali, ale cel marketingowy został z całą pewnością osiągnięty, a nawet przekroczony z nawiązką, bo jestem święcie przekonana, że tak naprawdę nie chodzi o ilość sprzedanych w tej promocji e-booków. Głosowanie nie jest zobowiązaniem do zakupu. Mobilizacja zwolenników każdej z książek się zwiększyła, czyli więcej osób musiało sobie przekazać informacje, odwiedzić stronę... Publio podlinkowało Świat Czytników, informując w ten sposób o poruszeniu wśród czytnikowców. Wszystko przełożyło się na reklamę, liczbę klikięć w ciągle jeszcze przecież niszowej działce. Nie mam pojęcia, czy sprzedano więcej sztuk zwycięskiego tytułu. Zaryzykowałabym stwierdzenie, że nie, ale zaryzykowałabym też stwierdzenie, że nie do końca o to chodziło.
Aktualna bitwa nie przyciągnęła aż tylu internautów. Żywo jestem zainteresowana "Piątą porą roku" (proszę, proszę, zagłosujcie!) jako nowszą z serii, a więc jeszcze tak mocno nie przecenianą...
Wracając do "Wielkiej bitwy tytułów"... Kilka miesięcy temu bitwa dotyczyła 2 książek Lackberg "Księżniczki z lodu" i "Zamieci śnieżnej...". "Księżniczkę..." już miałam (zresztą jako gratis od Publio za rejestrację w księgarni), ale druga pozycja mnie interesowała. Zastanowiłam się przez moment, czy nie wrzucić do Świata Czytników prośby o głosowanie na "Zamieć...", jeżeli ktoś nie jest zainteresowany żadnym z tytułów, ale zrezygnowałam z pomysłu z różnych względów. Ciekawa jednak byłam, co by się stało...
I przy którejś kolejnej odsłonie zabawy, ktoś odważył się poprosić o głosowanie czytelników bloga. Wsparty tytuł wygrał, głosów na oba tytuły było niemal tak dużo, jak przy głosowaniu na bodaj tytuły Grzędowicza. Oczywiście rozgorzała gorąca dyskusja, trochę polało się żali, ale cel marketingowy został z całą pewnością osiągnięty, a nawet przekroczony z nawiązką, bo jestem święcie przekonana, że tak naprawdę nie chodzi o ilość sprzedanych w tej promocji e-booków. Głosowanie nie jest zobowiązaniem do zakupu. Mobilizacja zwolenników każdej z książek się zwiększyła, czyli więcej osób musiało sobie przekazać informacje, odwiedzić stronę... Publio podlinkowało Świat Czytników, informując w ten sposób o poruszeniu wśród czytnikowców. Wszystko przełożyło się na reklamę, liczbę klikięć w ciągle jeszcze przecież niszowej działce. Nie mam pojęcia, czy sprzedano więcej sztuk zwycięskiego tytułu. Zaryzykowałabym stwierdzenie, że nie, ale zaryzykowałabym też stwierdzenie, że nie do końca o to chodziło.
Aktualna bitwa nie przyciągnęła aż tylu internautów. Żywo jestem zainteresowana "Piątą porą roku" (proszę, proszę, zagłosujcie!) jako nowszą z serii, a więc jeszcze tak mocno nie przecenianą...
niedziela, 11 maja 2014
Lauren Beukes - "Zoo City"
Zizi December była dziennikarką w szmatławcu, teraz jest zooluską, zanimalizowaną, żyjącą na marginesie społeczeństwa w slumsach Johanesburga, oszukującą ludzi, by spłacić narkotykowe długi. Magiczną Cofką spleciona z leniwcem zyskała dar odnajdywania zagubionych przedmiotów, ale tym razem ma odszukać człowieka...
Powieść umiejscowiłabym gdzieś w okolicach urban fantasy. Sporo w niej afrykańskiej magii i afrykanerskich wtrąceń. Odniesienie do Pullmana i jego "Mrocznych materii" jest wyraźnie zasugerowane, ale "Zoo City" daleko do młodzieżowej fantasy.
Zgrabnie wstawione artykuły prasowe i maile nadają fabule wiarygodności (słowo daję, że szukałam u wujka Google' i cioci Wiki "aposymbionta". Chwała tłumaczce). Bardzo dobra konstrukcja, żywy język, często dosadny, sprawiają, że książkę czyta się świetnie, ale wymagane są naprawdę mocne nerwy: opisany świat jest okrutny, brutalny i przerażający.
Można doszukiwać się satyry na brukowe media, odniesienia do segregacji rasowej w RPA, czy reportaż ze slumsów Jo'burga, ale to przede wszystkim mocne, emocjonalne, mroczne fantasy. Bardzo dobre.
Lauren Beukes
Zoo City
tyt. oryginalny: Zoo City
przekład: Katarzyna Karłowska
Wydawnictwo Rebis, Poznań 2012
w wersji papierowej 384 strony
8/10
Powieść umiejscowiłabym gdzieś w okolicach urban fantasy. Sporo w niej afrykańskiej magii i afrykanerskich wtrąceń. Odniesienie do Pullmana i jego "Mrocznych materii" jest wyraźnie zasugerowane, ale "Zoo City" daleko do młodzieżowej fantasy.
Zgrabnie wstawione artykuły prasowe i maile nadają fabule wiarygodności (słowo daję, że szukałam u wujka Google' i cioci Wiki "aposymbionta". Chwała tłumaczce). Bardzo dobra konstrukcja, żywy język, często dosadny, sprawiają, że książkę czyta się świetnie, ale wymagane są naprawdę mocne nerwy: opisany świat jest okrutny, brutalny i przerażający.
Można doszukiwać się satyry na brukowe media, odniesienia do segregacji rasowej w RPA, czy reportaż ze slumsów Jo'burga, ale to przede wszystkim mocne, emocjonalne, mroczne fantasy. Bardzo dobre.
Lauren Beukes
Zoo City
tyt. oryginalny: Zoo City
przekład: Katarzyna Karłowska
Wydawnictwo Rebis, Poznań 2012
w wersji papierowej 384 strony
8/10
piątek, 9 maja 2014
2e urodziny Publio
Dziś dzień pod znakiem urodzin Publio. Sądziłam, że dłużej są na rynku... Jeszcze półtora roku temu Publio.pl było jedyną e-księgarnią jaką znałam i w której ładowałam (głównie gratisowe) e-booki, z którymi nie wiedziałam, co zrobić :-D
Bardzo fajny pomysł na całodniowe zaangażowanie klientów. Estetycznie ciekawy baner, czy raczej plakat. Mniam. I przynajmniej jeden zakup już zaplanowany (a nawet dokonany).
Moje drugie urodziny w Publio będą 30ego czerwca - z tego dnia są moje pierwsze e-booki. W "Kunie za kaloryferem" zakochała się Córka (to była chyba jej pierwsza kindle'owa książka), reszta czeka na lepsze czasy dla czytania. Chociaż akurat "Księżniczkę z lodu" przeczytaliśmy uszami, z audiobooka...
Sto lat, Publio!
czwartek, 8 maja 2014
Z angielskiego na polski - słownik na Kindle'a
Generalnie czytam po polsku (oprócz taryf lotniczych), a opowiadanka Hearne'a czy Roth raczej nie były wymagające, ale Córka spróbowała się zmierzyć z "Killer Frost", niewydaną po polsku książką z serii "Akademia Mitu" i okazało się, że słownik angielsko-polski jest jednak na kindelku niezbędny.
Na pomoc niezawodnie przyszedł Świat Czytników...
Zgodnie z instrukcją powędrowałam na stronę BuMato.pl, z której pobrałam słownik. Słownik po zapisaniu na dysk i odpakowaniu (u mnie odzipował się automatycznie i w folderze miałam od razu format mobi), najordynarniejszym copy-paste przeniosłam na czytnik do folderu Documents.
Potem zaczęły się małe schodki, bo trochę się jednak zmieniło od 2011 roku i instalacja jest ciut inna niż mówią instrukcje, ale do przejścia zupełnie intuicyjnie.
Ścieżka instalacji na PW1 i PW2 wyglądała tak:
Menu --> Settings --> Device Options --> Language and Dictionaries --> Dictionaries --> English --> zaznaczenie English - Polish Dictionary
I jest :) Wystarczy przytrzymać przez chwilę słowo i tłumaczenie się otwiera. Idealnie.
Na pomoc niezawodnie przyszedł Świat Czytników...
Zgodnie z instrukcją powędrowałam na stronę BuMato.pl, z której pobrałam słownik. Słownik po zapisaniu na dysk i odpakowaniu (u mnie odzipował się automatycznie i w folderze miałam od razu format mobi), najordynarniejszym copy-paste przeniosłam na czytnik do folderu Documents.
Potem zaczęły się małe schodki, bo trochę się jednak zmieniło od 2011 roku i instalacja jest ciut inna niż mówią instrukcje, ale do przejścia zupełnie intuicyjnie.
Ścieżka instalacji na PW1 i PW2 wyglądała tak:
Menu --> Settings --> Device Options --> Language and Dictionaries --> Dictionaries --> English --> zaznaczenie English - Polish Dictionary
I jest :) Wystarczy przytrzymać przez chwilę słowo i tłumaczenie się otwiera. Idealnie.
niedziela, 4 maja 2014
pokojowi protestanci?
Kiedyś mówiło się o pokojowych demonstracjach. Byli więc "pokojowi demonstranci". Teraz pojawili się ni z tego ni z owego "pokojowi protestanci". Niech mi kto powie: metodyści czy inni luteranie? Czy może protestujący to są?
sobota, 3 maja 2014
Andrzej Zimniak "Klatka pełna aniołów" z najnowszego Book Rage
Nigdy wcześniej tego nie robiłam. To był pierwszy raz: doczytałam do 26% i cofnęłam się do początku....
Według autora Wielki Enkel jest brudnym aniołem. OK. Z autorem spierać się nie będę. Enkel jest mało anielski, jest za to wyrazisty. I kawał z niego zakapiora.
Należę do tej prymitywnej części społeczeństwa, która po tekście się prześlizgnęła i nie doceniła odwołań klasycznych. Cóż, Machiavelli jeszcze przede mną.
Proza bardzo męska. Mocny, bogaty, soczysty język. Dobrze się czyta. Czy to s-f. Na pewno nie. Czy mi się podobało? Tak. Czy sięgnę jeszcze po Zimniaka? Nie wiem.
Próbka: "Tak, kolesie z bliska i daleka, walka wręcz to wyższa forma tańca towarzyskiego. Wyższa, bo pozbawiona ślinienia, próżnych macanek i wilgotnych wzwodów, czyli tego całego onanizmu we dwoje przez dwie warstwy krepy i dwie jedwabiu."
Książka z trwającego jeszcze, choć już dawno za półmetkiem, kolejnego BookRage'a, tym razem polską s-f. Jak zwykle polecam. Jeśli sprzedaż osiągnie 2000 pakietów, do zestawu dołączy "Zanim umrę" Borunia.
W pakiecie również trylogia księżycowa Żuławskiego. Czytałam wiele lat temu z ogromną przyjemnością.
Warto kupić pakiecik. Choćby dla wsparcia idei.
czwartek, 1 maja 2014
Subskrybuj:
Posty (Atom)