sobota, 17 maja 2014

e-bookowe promocje to problem?

Pod jednym z artykułów z promocjami znalazł się wpis Kuby: "Muszę iść na kurs szybkiego czytania, bo kurs szybkiego kupowania niestety opanowałem ;)" Coś w tym jest: wirtualne półki się powiększają, a czasu na czytanie jakoś nie przybywa.


Tymczasem na codziennie odwiedzanym przeze mnie blogu pojawił się wpis: "6 błędów popełnianych przy promocjach przez polskie księgarnie". Warto się zapoznać z zestawieniem, bo trudno nie zgodzić się z przedstawionymi spostrzeżeniami. Bardzo interesująco rozwinęła się wymiana poglądów pod wpisem, ale ogólnie zgadzając się z autorem bloga, muszę zdecydowanie powiedzieć, że dopóki jestem klientem, wszelkiego rodzaju cenowe promocje popieram zdecydowanie. I jako klienta e-księgarni nad wyraz wkurzają mnie dywagacje na temat psucia rynku przez cenę 9,90 zł za e-booka, wkurza mnie narzekanie, że niczego nie można wybrać, bo jest tego za dużo. Mam ochotę powiedzieć: Ludzie, podchodźcie racjonalnie do zakupów, a nie narzekajcie, że macie za dużo i za tanio. Nie chce Wam się przeszukiwać promocji, to tego nie róbcie, po co jeszcze narzekać, że nikt Wam pod dzióbek nie podetknie tych wymarzonych e-booków. Jak się jest łowcą okazji, trzeba się potrudzić.
 Bardziej niż promocje "585 e-booków po 7,90" wkurza mnie postawa wydawnictw, które puszczają swoje książki papierowe po 6 - 7 zł, a te same tytuły, ale jako e-booki, w mega promocjach sprzedają po 18 zł, bo "normalna" cena to 32 zł. Mam na oku takie dwa: Amber i Jaguara, a na dowód:


Tu akurat Amber i dla porównania wersje papierowe:


Zwrócę tylko uwagę, że w pakiecie są 2 książki, a zamówienie bynajmniej nie pochodzi z likwidowanej księgarni. Ot, Amber 80% taniej. Nie buntuję się. Biorę, co dają taniej, choć tkwi we mnie przekonanie, że twór wirtualny jest tańszy od materialnego.

No i sam światowo-czytnikowy wpis.

1. Za dużo promocji
Do tego stwierdzenia ustosunkowałam się wyżej.

2. Słabe pokazanie promocji
Nie lubię sliderów, szczególnie kiedy nie mogę ich popędzić. Mój ulubiony Woblink dorobił wreszcie "dziubki", trafianie w kółeczka w Nexto doprowadza mnie do szału, tam gdzie nie ma możliwości popędzenia slidera (albo jest ich za dużo jak w ebookpoint) nie zaglądam wcale.

3. Pseudo-promocje
Faktycznie jest irytujące i zniechęcające. Mam wrażenie, że celuje w tym Virtualo, albo po prostu tę księgarnię przyłapywałam najczęściej, nawet dziś: 


Klikam na baner "nawet 55% taniej", układam wg rabatu, 5 książek z rabatem 50%, kolejne z mniejszym, a gdzie choć jedna z rabatem 55%?

4. Za dużo w jednej promocji
Od razu podkłada się Woblink ze swoimi weekendowymi promocjami, ale po pierwsze Woblink znacznie poprawił sortowanie setek książek (a dokładniej z sortowania żadnego, zrobili sortowanie byle jakie, jednakowoż progres jest), a po drugie Woblink ma świetnie zrobiony schowek, w którym, po zalogowaniu w danym dniu, od razu widzę zmiany cen obserwowanych e-booków.

5. Brak skutecznych rekomendacji
Rzeczywiście sporo zostaje do zrobienia, bo podtykanie mi książek, które już mam na półce, albo rekomendowanie czegoś, co akurat nie jest w promocji, a nie jest nowością, może być irytujące. Zrobienie dobrego systemu rekomendacji proste nie jest, a już żeby miało mnie zadowolić... nie, to chyba niemożliwe. W newsletterze oczekuję informacji o promocjach i nowościach - styknie. Z resztą poradzę sobie sama.

6. Brak potrzebnych szczegółów
Zgoda. Niekoniecznie każda księgarnia musi mieć linkowanie do LubimyCzytać, choć to oczywiście znacznie ułatwiłoby wyrobienie własnej opinii, ale określenie kolejności czytania cyklu nie powinno wykraczać poza możliwości serwisu. Umieszczenie nazwiska tłumacza, czy ilości stron w wydaniu papierowym również wydaje się prostą sprawą. Bywa gorzej: leży i kwiczy Nexto, bo brak autorów przy liście książek jest nieco żenujący:


Takich niedociągnięć niezwiązanych z promocjami, ale z samym działaniem serwisów jest więcej, ale to już inny temat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz