Otrzymałam wczoraj (a wraz ze mną zapewne wszyscy rodzice dzieciaków z klasy Córki) takiego oto maila: "Szanowni Państwo, postanowiłam do Państwa napisać i wyjaśnić pewną kwestię związaną z nauką w gimnazjum. Po pierwsze w szkole realizujemy podstawę programową a nie przerabiamy podręcznik. Dzieci nie umieją się uczyć, nie rozumieją, że aby otrzymać ocenę bardzo dobrą z np. klasówki należy korzystać z wiedzy nabytej na lekcji, przeczytać podręcznik, zrobić zadania ze zbioru zadań itp. Ważną rzeczą jest także to, iż treści z początku klasy pierwszej muszą pamiętać na koniec klasy trzeciej (w klasie trzeciej jest egzamin). W każdym momencie mogę zapytać dziecko z materiału już przerobionego parę miesięcy wcześniej. Kartkówki są jak odpowiedź ustne i nie muszą być zapowiadane. Moją dobrą wolą a nie obowiązkiem jest wpisywanie kartkówek do librusa. Jedynie sprawdziany całogodzinne powinny być zapisane z tygodniowym wyprzedzeniem w dzienniku elektronicznym. Dzieci otrzymują słabe oceny 1 i 2 takich ocen nie wstawiałam nigdy uczniom naszego gimnazjum jest to dla mnie zaskoczenie. Dzieci są bardzo głośne na lekcji i wzajemnie sobie przeszkadzają co utrudnia mi prowadzenie lekcji oraz im skupienie uwagi. Co poniektórzy próbują wykrzykiwać do mnie co im się nie podoba takie zachowanie jest niedopuszczalne. Pozdrawiam"
Bardzo, bardzo dużo w tym emocji... złości? bezradności?
Kilka godzin wcześniej Córka opowiedziała mi historię kartkówki, która jakoby zawierała pytania z materiału "nieprzerobionego" w klasie. Ano klasa jest podzielona na 2 grupy i raz w tygodniu lekcje odbywają się w grupach, a raz całą klasą. Dzielone lekcje z kolei są w inne dni tygodnia dla każdej z grup i tak się zdarzyło, że w połówce klasy jakieś zajęcia zwyczajnie wypadły. Wygląda na to, że młodzi nie poradzili sobie z wyjaśnieniem problemu, skupiając się na mitycznych 3 lekcjach do tyłu na kartkówkach, a nauczycielce nie starczyło cierpliwości albo chęci, żeby dociec zasadniczej kwestii. Jak słusznie zauważyła Córka, przy takiej postawie, równie dobrze mogła im zrobić sprawdzian z materiału dla III klasy i (to już mój dodatek) ponarzekać, jakie to z nich głąby. Ciekawe, że inna nauczycielka, wysłuchała uczniów i skierowała ich do wychowawczyni, która dodatkowo pełni funkcje szkolnego rzecznika praw ucznia.
Wyjaśnianie Córce, że nauczyciel może zrobić karkówkę, kiedy chce i, ponieważ uczniowie muszą znać materiał już "przerobiony" przynajmniej do końca nauki w szkole, może ona dotyczyć pojęć nawet znanych z podstawówki. Jednakże, i tu się będę upierać, nie może obejmować materiału jeszcze nie wprowadzonego, niezależnie od tego, czy dotyczy to całej klasy, czy połowy. Nauczyciel może pewnie nakazać samodzielne opracowanie tematu i potem sprawdzić poziom opanowania lekcji, ale Córka twierdzi, że takiego polecenia nie było (albo go nie pamięta i tu dostaję cholery).
Nie ukryłam, że szlag mnie trafił już od tego "wyjaśnić pewną kwestię związaną z nauką w gimnazjum". Jakby to gimnazjum to nie wiadomo jakie wysokie progi były. A przecież gdyby jakiś idiota nie wpadł na pomysł wyodrębnienia gimnazjum, całe to młodociane towarzystwo grzecznie siedziałoby w podstawówce, nie miałoby problemu z dziurą programową i procesami grupowymi.
ciąg dalszy zapewne nastąpi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz