Z niecierpliwością czekam na jutro. Światowy Dzień Książki to od lat pretekst, by kupić kilka książek. W tym roku raczej elektronicznych. Tak bardzo liczę na niespotykane okazje, że zrezygnowałam ze świątecznych zakupów w Publio, chociaż niektóre książki za 9,90 zł wydały mi się nadzwyczaj atrakcyjne. Inna rzecz, że preferując Woblink, ostatnio przede wszystkim u nich robię zakupy. Tak oto zmieniają się zwyczaje ;)
Zaglądam do księgarń i książkowych portali: może pojawi się jakaś promocja wcześniej, albo dodatkowe rabaty, e-booki do pobrania... I tak trafiłam na artykuł o (dziwnych) nawykach czytelniczych na Lubimy Czytać. Mało dziwne te nawyki, ale zastanowiłam się jakie mam sama i jak się zmieniły po niemal całkowitym przejściu na czytnik.
Przede wszystkim moje tradycyjne książki po przeczytaniu wyglądają jakby nikt do nich jeszcze nie zajrzał (zwykle), w przeciwieństwie do książek, czytanych przez Męża (te wyglądają na przeżute), ale swego czasu zaznaczałam ołówkiem fragmenty, które szczególnie przypadły mi do gustu. Do tego zwyczaju mogłabym wrócić na moim PW2, ale niestety do tej pory nie nauczyłam się korzystać z zaznaczeń. Tu pojawia się też przewaga książki tradycyjnej nad e-bookiem: na papierze łatwo odszukać cytat, bo zapada w pamięć, gdzie się mniej więcej znajduje. Chociaż z drugiej strony w e-booku jestem w stanie wyszukać go, jeśli zapamiętam jakieś kluczowe słowa, czy sformułowania.
Niewątpliwie dziwactwem, i to przekazanym Córce, jest czytanie niemal wyłącznie własnych książek (Mąż trzyma się własnych z racji wspomnianego już "przeżuwania" papieru) i niechęć do rozstawania się nawet z tymi gorszymi. No tu e-booki są błogosławieństwem: nie zajmują miejsca, nie mogę ich odsprzedać, a jak już kupię, to je po prostu mam na wirtualnej półce. Tylko kasy niestety ubywa.
Czytam wszędzie. Od kiedy mam czytnik, który błyskawicznie pokazuje mi stronę, na której skończyłam książkę, czytam w każdej możliwej chwili, da się nawet w kolejce do kasy w Biedronce ;-) i widzę, że moja rodzina też tak ma. Zrezygnowałam natomiast z czytania w wannie, ale ponieważ Mąż i Córka nie wytrzymali bez książki w kąpieli, już mam patent na trochę bezpieczniejszą lekturę: woreczek strunowy. O dziwo dotyk w PW również działa.
Książki wydawane są teraz naprawdę ładnie, lubię w księgarni dotknąć okładki: miewają różne faktury, tłoczenia. Lubię też zobaczyć książkę, którą akurat czytam, czy mam przeczytać: czasem zaskakuje mnie jej objętość.
Nagminnie podglądam też zakończenia. I co tu dużo gadać, czytnik mi tego nie ułatwia, bo tak naprawdę nigdy uczciwie nie usiadłam, żeby nauczyć się nawigacji i poznać jego możliwości. Zawsze obawiam się, że nie trafię w miejsce, które akurat czytam...
No i tyle. Oby otworzył się jutro woreczek z promocjami.
Ach, na pewno będzie nowy BookRage, z którego oczywiście skorzystam, chociaż Żuławskiego pobierałam już z Wolnych Lektur z poprawkami od quirisa, a czytałam wiele lat temu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz