niedziela, 7 grudnia 2014

Andrea Camilleri "Pole garncarza"


Kryminał Camilleri'ego z komisarzem Montalbano wypatrzyłam błyskawicznie, na e-wydanie niestety musiałam poczekać. I że ponarzekam dalej... e-booka kupiłam na stronie Wydawnictwa Literackiego i już po pierwszym rozdziale szlag mnie trafił, kiedy to trafiłam na oznakowanie pliku:


a dalej pusta strona z ciągiem znaków. Dawno już nie widziałam tak koszmarnie oznaczonej książki. Wiele jestem w stanie znieść, ale to jest naprawdę paskudne. Nawet linii przerwy nie ma między tekstem zasadniczym a oznakowaniem. I tak po każdym rozdziale. Zgroza.

Poza tym (i nieco niezrozumiałą dla mnie okładką) książka godna polecenia. Montalbano w najlepszej formie. Intryga zacna. Jedzonko aż ślinka cieknie. A weranda komisarza, to obiekt moich marzeń...
Starzejący się Montalbano to skarbnica gorzkich spostrzeżeń.

Coś, co mnie samą zastanawia:


Ekologicznie:

O politykach:

Coś na czasie...

Całkiem przyjemną, zabawną, nieco ironiczną jest scenka, kiedy Montalbano, nie mogąc zasnąć, sięga po "Zniknięcie Pato"... Camilleriego.
Catarella zabawnie przetłumaczony budzi moją dziką radość każdorazowo.
Ogólnie: znowu się nie zawiodłam: przyzwoity, przyjemny, smakowity kryminał.

Andrea Camilleri
Pole garncarza
ty­tuł ory­gi­na­łu: IL CAM­PO DEL VA­SAIO
przekład: Monika Woźniak
Ofi­cy­na Li­te­rac­ka Noir sur Blanc, wrzesień 2014
w wersji papierowej 276 stron
8/10

niedziela, 30 listopada 2014

Wybory czy sondaż?

Głosowanie uważam za swój obowiązek, co więcej jestem zdecydowanie za wprowadzeniem obowiązku uczestniczenia w wyborach. Mam szczęście, bo w wyborach mogę uczestniczyć od pamiętnego 1989, roku wyborów kontraktowych, w czasie których demokracja wygrała...  
Na dodatek zawsze grzecznie wypełniałam ankiety sondażowe, żeby wcześniej poznać wynik, żeby można było analizować trendy... Wyniki analiz socjologicznych są interesujące.
Niestety cyrk po ostatnich wyborach samorządowych spowodował, że jakkolwiek na wybory pójdę, w dalszym ciągu hołdując zasadzie, że nieobecni nie mają racji, to nie poddam się żadnym badaniom exit poll. Dlaczego? Bo nie zgadzam się na stwierdzenia, że sondaże są bardzie wiarygodne od wyników głosowania. Nie są. Nigdy.

piątek, 21 listopada 2014

Dzień Życzliwości... dla samej siebie? ;)

Odkrywszy, że wystawiłam aukcję z ortografem w tytule (licytacja przez 10 dni się kręciła, ktoś nawet ją wygrał, a ja zauważyłam błąd kilka dni po jej zakończeniu), uznałam, że raczej powinnam zostać pozbawiona prawa do pisania czegokolwiek... Ale jeśli nie zapiszę, to zapomnę, co przeczytałam.
Szlag...
Najlepsze z okazji Dnia Życzliwości!




poniedziałek, 3 listopada 2014

100 lat Ebookpoint!

Sweetaśny (jakby powiedziała córka) banerek, a pod nim całkiem interesujące promo. Jutro zapełniam koszyczek. Wyląduje w nim zapewne "Ukryta brama", "Prawy umysł" i kilka jeszcze innych lekkich lektur... A póki co: najlepsze życzenia :)


Belén Martínez Sánchez "Dzień, w którym umarłam"


Bezpretensjonalne, zabawne, lekkie czytadło. Nie udaje niczego: żadnej głębszej myśli, filozofii. Rozrywka w czystej postaci paranormalnego romasidła dla młodocianych. Jedyne zastrzeżenie: czemu znowu anioły są niefajne?
Do książki przyciągnęła mnie okładka wyeksponowana w witrynie mijanej księgarni: tak "mroczna", że aż się uśmiechnęłam... ;-)

Belén Martínez Sánchez
Dzień, w którym umarłam
tyt. oryginału: "Lilim 2.10.2003"
przekład: Dorota Twardo
Wydawnictwo Mira, wrzesień 2014
w wersji papierowej 384 strony
5/10

sobota, 1 listopada 2014

Becca Fitzpatrick "Black Ice"

Pozostając w trybie młodzieżowym sięgnęłam po "Black Ice", zupełnie nie paranormalną książkę autorki "Szeptem". 
Brutalny początek sugeruje kryminał, ale rozwinięcie to mieszanka sensacji, romasu i absurdu. Oto Britt, rozchwiana emocjonalnie nastolatka, ciągnie na ekstremalną wyprawę w góry, wydelikaconą przyjaciółkę. Dopada je burza śnieżna, samochód odmawia współpracy, a one trafiają w łapy typków spod ciemnej gwiazdy. Britt podejmuje się wyprowadzenia ich z lasu...
Do 15ego, 20ego procenta książka jeszcze daje radę, później wszystko robi się mało wiarygodne - począwszy od wydarzeń, na uczuciach bohaterki skończywszy. Britt jakby cierpiała na rozdwojenie jaźni: raz jest zdecydowaną, panującą nad emocjami, racjonalną i chłodno kalkulującą osobą, by po chwili zmienić się w bezmyślną, galaretowatą idiotkę. Intryga nie trzyma się kupy. Akcji brakuje logiki i wiarygodności. Generalnie książka jest zwyczajnie głupia i trochę bałaganiarska.
Ale... no właśnie, jest ale... Powieść napisana jest z werwą, nie ma niej dłużyzn, a jednocześnie czytelnikowi robi się mokro i lodowato: scena wydarzeń jest oddana całkiem sugestywnie. Książka ma też mocną stronę, a jest nią warstwa obyczajowa: obrazki z dzieciństwa Britt, jej pierwszej miłości, relacji z ojcem, bratem i przyjaciółką.
Podsumowując: nudzić się przy "Black Ice" nie sposób, czyta się szybko i, jeżeli tylko przestanie się zwracać uwagą na różne WTF pojawiające się co chwilę w głowie, można się przy niej nieźle bawić, a nawet trochę przestraszyć.
Ciekawa jestem dlaczego książka ukazała się pod oryginalnym tytułem. Zaskoczyło mnie tempo wydania - na Amazonie jest informacja o premierze 7ego października tego roku. W ciągu miesiąca mamy tłumaczenie i polskie wydanie. Życzyłabym takiego tempa np. Amberowi. "Dreams of Gods and Monsters" ukazała się przeszło pół roku temu... Mam ogromną chęć na polską edycję i mam nadzieję, że będzie zawierała również "Night of Cake and Puppets".

Becca Fitzpatrick
Black Ice
przekład: Mariusz Gądek
Wydawnictwo Otwarte, 05.11.2014
w wersji papierowej 400 stron
6/10

piątek, 31 października 2014

Halloween

Nie mam nic przeciwko Halloween. Ani Walentynkom, Andrzejkom, ani nawet bożonarodzeniowemu szaleństwu, które rozpocznie się lada moment. A co tam...
Porcja bezpłatnych e-booków w Virtualo. Specjalnie na dziś ;-)

środa, 22 października 2014

Fantastyka online

Poszukując kolejności Trylogii Ryfterów ("Rozgwaizda", "Wir", "Behemot"), trafiłam na informację, że wiele z utworów Petera Wattsa zostało udostępnionych w sieci na licencji Creative Commons. I faktycznie po angielsku za darmoszkę można przeczytać "Ślepowidzenie" i Trylogię Ryfterów. Niestety ja do tych bardzo anglojęzycznych nie należę, więc jestem skazana na polskie przekłady. Miłą zatem niespodzianką był odnośnik do polskiego tłumaczenia "Wyspy". 
A "Wyspa" okazała się być czubkiem góry lodowej, bo oto na stronie Fantastyka online znaleźć można również utwory Asimova czy Doctorowa w tłumaczeniu Ireneusza Dybczyńskiego. Większość opowiadań czy minipowieści jest również do pobrania w formatach czytnikowych mobi i epub.
Mnie zdecydowanie najbardziej wkręcił Tagore: "Głodne kamienie" już czekają w kolejce...



niedziela, 19 października 2014

Sarah Addison Allen "Słodki zapach brzoskwiń"

Nadszedł czas na ogarnięcie czegoś "poważniejszego" niż romansidło, ale infekcja zatok pokrzyżowała mi nieco plany (spróbujcie poczytać, coś co wymaga myślenia, gdy głowa właśnie eksploduje), więc pozostałam sobie radośnie w działce "lekki romans". 
Książki z serii wcześniej mnie nie zachwyciły, więc "Słodki zapach brzoskwiń" bardzo mnie zaskoczył. A bo było przyjemnie, lekko, może nawet z dreszczykiem, bo zbrodnia jednak gdzieś tam w historii się czaiła. Romans bezpretensjonalny, akcja bez zadęcia. Całkiem miłe czytadełko.



Sarah Addison Allen
Słodki zapach brzoskwiń
tyt. oryginału: "The Peach Keeper"
przekład: Ewa Polańska
Wydawnictwo Znak, maj 2012
w edycji papierowej 300 stron
5/10
uwaga! e-book tylko jako ePub DRM

piątek, 17 października 2014

Vicki Lewis Thompson "Niemoralna propozycja"

Wiedziałam, że to nie pierwowzór wyczynów Redforda i Moore, ale liczyłam na coś więcej niż dostałam. A dostałam soft-pornosik bez ładu, składu, wyobraźni i sensu. Bo gdzie jest sens w opowieści, w której facet przyjeżdża do babki, którą przeleciał 10 lat wcześniej, żeby jej udowodnić, że teraz jest sprawniejszym ogierem, a sprawa małżeństwa sprowadza się do seksu bez prezerwatywy? Rany. Spadłam na czytelnicze dno. Albo jeszcze niżej. Nie popełniajcie mojego błędu.

Niemoralna propozycja
Vicki Lewis Thompson
tyt. oryginału: "Truly, Madly, Deeply"
tłumaczyła Ewa Bobocińska
Harlequin Enterprises, 2013
0/10

wtorek, 7 października 2014

Cora Cormack "Coś do stracenia"



Takie sobie czytadełko. Lekkie, miejscami zabawne. 
Bohaterka jest sympatyczna, chociaż świrowanie z powodu dziewictwa raczej słabo świadczy o jej intelekcie (a niby wszystko analizuje i poddaje gruntownym przemyśleniom). Knajpy i alkohol w niemałych ilościach jako sposób na odreagowanie stresu, czy uczczenie sukcesu, zdecydowanie mi się nie spodobały: szot za szotem, a potem problemy z utrzymaniem równowagi... 
Romans z wykładowcą mnie nie rusza (szczególnie, że bohaterowie są dorośli, nie są w związkach), chociaż właściwie oboje zachowują się dość szczeniacko. Taki układ jest eksploatowany od czasów starożytnych i proszę: ciągle nośny.
Jeśli można się czegoś czepić, to podejście do seksu. Bardzo wpisuje się w obecne hedonistyczne podejściu do życia i lekkie traktowanie związków. Gdzie czasy, kiedy seks mógł być fizyczną ekspresją uczucia łączącego dwoje ludzi? No dobra, ale to już dywagacje starej baby dla rozrywki czytającej powieści dla młodych bab ;)


Coś do stracenia
Cora Cormack
tyt. oryginału: "Losing it"
przekład: Iwona Wasilewska
Wydawnictwo Jaguar, 2014
w wersji papierowej 304 strony
3/10

czwartek, 2 października 2014

Zostań, jeśli kochasz

Książka dość nastrojowa, pozbawiona wielkich zwrotów akcji, wręcz pozbawiona akcji... Oto 17-letnia Mia traci w wypadku rodziców i brata, sama zapada w śpiączkę. Tkwi przy swoim ciele zawieszona między życiem a śmiercią, obciążona koniecznością wyboru: żyć czy umrzeć. Obserwuje odwiedzającą ją rodzinę i przyjaciół. Akcja zamyka się zaledwie w 24 godzinach, ale powieść opisuje dotychczasowe życie Mii: jej kochającą i kochaną rodzinę, pierwszą romantyczną i niełatwą miłość, przyjaźnie i muzykę... Są tu konflikty, mniejsze i większe dramaty, radosne chwile. Wdzięczna, różnokolorowa mozaika doświadczeń.
Czyta się z przyjemnością.

W porównaniu z książką film jest toporny. Brak w nim niejednoznaczności, niedopowiedzeń. Wszystko jest obwiedzione wyraźnym konturem, nic nie pozostaje w zawieszeniu ani w domyśle. Nie żebym coś miała do nacji, ale to takie amerykańskie: wszystko wytłumaczone jak krowie na rowie i do bólu uproszczone. Jak puzzle dla przedszkolaka. Żeby tylko widz nie miał wątpliwości, dlaczego Mia podjęła taką a nie inną decyzję. I jakby decyzja stanowiła sens całej opowieści. Niestety niewiele zostało z nastrojowości książki, a film, choć skomponowany z ładnych obrazów, jest nudnawy.
Rozczarowała mnie muzyka. Piosenki jak dla mnie średnio przebojowe, średnio zaśpiewane, milusie, ale nic nie zapadło mi w pamięć. Z kolei solówki wiolonczelowe mocne, piękne i niestety dla nieosłuchanego przeciętniaka (jak ja) zdecydowanie za ciężkie.


Zostań, jeśli kochasz
Gayle Forman
tyt. oryginalny: "If I Stay"
przekład Hanna Pasierska
Wydawnictwo Nasza Księgarnia, wrzesień 2014
w wydaniu papierowym 248 stron
5/10

środa, 1 października 2014

Ogólnopolskie badanie na temat czytelnictwa książek i e-booków.

Dzisiejszy wpis w Świecie Czytników podsuwa ankietę na temat czytelnictwa "książek i e-booków". Mało zgrabne zdefiniowanie przedmiotu badania trochę mnie odrzucało: no bo jak to: e-book to nie książka? Czy słowo "książka" pozostaje zarezerwowane dla wyższych doznań w postaci szelestu papieru i zapachu druku? Chyba że chodzi o "badanie czytelnictwa książek" oraz badanie czegoś (ale czego?) na temat e-booków... Ostatecznie wypełniłam ankietę.

Była okazja do zadumania się nad własnym życiem:


chwila oburzenia przy błędach językowych:


albo zastanowienia, czemu pominięto dużych graczy na rynku e-książek (myślę tu przede wszystkim o Publio):


Drażliwa rzecz, czyli ściąganie nielegalnie udostępnionych plików, została poruszona niezgrabnie:


a tym samym, interpretacja odpowiedzi będzie co najmniej trudna, jeśli nie niemożliwa. Bo otóż, czy samo ściągnięcie pliku z internetu jest nielegalne? A jeżeli skorzystam z chomika czy innego torrentu w celu zapewnienia sobie elektronicznej kopii kupionej książki papierowej? Więc skoro nie udostępniłam nigdy w sieci zakupionego pliku, to właściwie z czystym sumieniem wybieram opcję "żadne z powyższych". Jeżeli mam kaca moralnego przy korzystaniu z różnego rodzaju gryzoni, zaznaczę pierwszą opcję, i w ankiecie od razu pojawi się pytanie jak często to robię i właściwie dlaczego. Ciekawe, że wśród wyjaśnień nie ma opcji: "bo książka nie została opublikowana w wersji elektronicznej", co samo w sobie stanowi informację dla wydawców, że są potencjalni klienci. Co więcej e-książka porządnie wydana stanowi konkurencję dla chałupniczego wydania, bo nie dość, że zdrowo się trzeba naszukać, to jeszcze wcale nie ma pewności, co do jakości i kompletności.
Kolejne wątpliwej jakości pytanie:


Nie byłam w stanie na nie uczciwie odpowiedzieć i wydaje się, że mało kto był, bo pojawiały się uwagi, że nie cena gra rolę, ale korelacja do edycji papierowej. Generalnie kupuję e-booki. Właściwie nie rzucam się do szukania po sieci darmowej, nielegalnej wersji. Mam, co czytać, a lektury Córki w większości jak na razie są domenie publicznej, więc dobrej jakości pliki ściągam z Wolnych Lektur (na dodatek zasilam ich od czasu do czasu drobną kwotą na "uwolnienie" tego czy owego). Jeśli chodzi o nowości, cóż, kolejkę na czytniku mam tak długą, że mogę poczekać na promocję. Generalnie najbardziej lubię ceny poniżej 10 zł, ale zdarza mi się zapłacić i więcej: ot proszę: przedpremiera "Władcy liczb", albo Córka właśnie przeczytała 2 tomy jakiejś młodzieżowej sagi i błaga o kontynuację... Zwykle Woblink przychodzi z pomocą w akcji "bumerang" i jak dla mnie jest to modelowa e-księgarnia.
Na te książki, które "koniecznie muszę mieć" jakoś się kasę wygospodaruje, reszta jest nadmiarem, bo cena okazyjna i w przyszłości któreś z nas pewnie przeczyta.
Podobnie było z pytaniem:

Ile byłbyś/byłabyś w stanie wydać średnio na książkę w postaci e-booka?

Odpowiedzi "im mniej, tym lepiej" nie było. Póki co nie zapłaciłam za e-booka więcej niż 21,90 zł, a i to był jakiś szalony wyjątek (co tu dużo gadać: lubię Krajewskiego, na papierze "Władcę liczb" też pewnie kupię), bo generalnie oscyluję poniżej 10 zł. Zresztą cena mnie powstrzymuje cały czas od kupienia "Świata na rozdrożu" i czekam, czekam, aż spadnie poniżej dwóch dych. Chociaż marzy mi się dyszka w jakiejś szalonej nawet jednodniowej promocji...
Cóż jeszcze... Zdarzały się niedoróbki


jakby ankieta została napisana na kolanie i nie przeszła uczciwej korekty. Wiele z uwag wprawdzie już zostało wziętych pod uwagę: na liście księgarń pojawiło się np. Publio, a powyższe pytanie zostało poprawione, ale i tak nie mogę się oprzeć wrażeniu, że ankieta nie jest dokładnie przemyślana, i co gorsza niektóre pytania nie są poprawnie sformułowane. Mam zastrzeżenia do podwójnych zaprzeczeń, które język polski dość słabo akceptuje.
Bardzo poważnie zastanawia, co badanie ma wykazać, bo pytania nie rysują konkretnych ścieżek do analizy i interpretacji.
I na koniec przedziwne pytanie:


Mam nadzieję, że wyniki zostaną opublikowane, co do rozsądnej analizy czy wniosków... nie wiem, czy da się jakiekolwiek sensowne wyciągnąć. Poczekamy, zobaczymy.

wtorek, 30 września 2014

szkoła, szkoła... ach to ty...

Wczoraj Córka zażądała napisania zgody na wyjazd na wycieczkę. Sprawa wycieczki była mi znana, ponieważ Córka wcześniej przyniosła informację, że wyjazd się szykuje, potem pojawił się jakiś konkretny termin, nawet koszty...  I wczoraj późnym wieczorem nagle żądanie: daj zgodę, bo pani powiedziała, że bez zgody nie pojedziemy. No jasne, zgoda musi być. Wszak mówimy o gimnazjalistach, jakby nie było niedorosłych jeszcze osobach. No to rzuciłam się do Librusa, ponieważ zgodnie z ustaleniami i przyjętą w ubiegłym roku procedurą, tam powinny znajdować się informacje istotne dla rodziców: a to kto np. jest organizatorem wspomnianej wycieczki, potwierdzenie terminów i kosztów, wstępny program... i takie tam różne. Okazało się, że chyba dziwactwem z mojej strony jest wymaganie od szkoły informacji dokąd i czym zabiera moje dziecko poza teren szkoły, bo niczego w oficjalnym, uzgodnionym kanale komunikacyjnym nie znalazłam. Córka prawie się rozpłakała, kiedy dostała kartkę zaczynającą się od słów "wyrażę zgodę na wyjazd... pod warunkiem otrzymania informacji..."
To skontrastujmy to z inną sytuacją: Córka nie uczestniczy ani w lekcjach religii, ani etyki. Rozporządzenie MEN pozwala na takie rozwiązanie. W ubiegłym roku złożyłam stosowne deklaracje - wprawdzie rozporządzenie wyraźnie stanowi, że lekcje te są organizowane na wniosek rodziców/opiekunów, więc jeżeli nie wniosłam ani o religię, ani o etykę, moje dziecko nie będzie na te zajęcia uczęszczać, ale ponieważ szkoła jest duża i musi się organizacyjnie ogarnąć, machnęłam ręką i poinformowałam szkołę, że ani to, ani to nas nie interesuje. Jednocześnie krótką piłką załatwiłam u dyrektorki, że kiedy religia/etyka jest pomiędzy innymi zajęciami, Młoda spędzi ten czas w bibliotece, a kiedy jest na ostatniej/pierwszej, będzie po prostu wychodziła do domu, czy przychodziła później. Na zebraniu w tym roku zapytałam, czy w powyższej sprawie ubiegłoroczne ustalenia obowiązują, czy też są potrzebne nowe papierki. Dowiedziałam się, że wszystko jest ważne, nie trzeba nic więcej robić.
No i zaczęły się schody, bo okazało się, że do biblioteki Córka nie ma wstępu dopóki nie przyniesie świcha, że jest ZWOLNIONA z religii/etyki. Świcha nie dostanie, bo ja muszę napisać PODANIE, że ona na te zajęcia nie uczęszcza. Wyjść za szkoły nie może, bo musi godzinę spędzić bezproduktywnie w czytelni (w której zresztą nie może być, bo... i kółeczko się zamknęło). Na maksa wkurzona poleciałam z oświadczeniem do szkoły. Dodatkowo dołączyłam (o, ja głupia!) prośbę o wyłącznie godzin religii/etyki z kontroli frekwencji i zgodę na wcześniejsze wyjście ze szkoły. Dyrekcja odpowiedziała mi przez wychowawcę: "nie". Zapytałam grzecznie: "a dlaczego?" i ze zdumieniem przeczytałam: "Pani Dyrektor uzasadniła swoją odpowiedź tym, iż ucznia obowiązuje konkretna ilość godzin lekcyjnych  w tygodniu, co oznacza, że jeżeli dziecko nie uczęszcza na daną lekcje, ma ono obowiązek przebywania w szkole." Eee...?! Rozporządzenie określa ilość godzin religii w szkole na 2 godziny w tygodniu (gorzej traktowana jest fizyka, chemia, biologi i geografia), nie określa natomiast ilości godzin etyki: "Tygodniowy wymiar godzin etyki ustala dyrektor szkoły". Poza tym ani religia, ani etyka nie są przedmiotami obowiązkowymi, a więc nie mają prawa być w siatce godzin obowiązkowych. Bleee... No to poszłam na rozmowę z panią dyrektor i usłyszałam, że szkoła ma przez to rozporządzenie nałożony obowiązek zapewnienia możliwości bezpiecznego spędzenia czasu w szkole. No to ja na to, że dziękuję za tę możliwość, de facto moje dziecko zdąży obrócić do domu nawet na drugie śniadanie i nie musi marnować czasu w bibliotece. Ustaliłyśmy, że jednak młoda będzie wychodziła ze szkoły - zobaczymy jak zostanie to zrealizowane, bo wychowawczyni była mocno zdziwiona rozwiązaniem... Ale wszystko w imię bezpieczeństwa nieletnich.
Inny obrazek: W ubiegłym roku uczniowie byli na lodowisku, konieczny był dojazd przez pół miasta. Musiałam dać zgodę na wyjście oraz samodzielny powrót. Cóż się okazało? Otóż nauczyciel na lodowisko młodzież przywiózł, pozostawił towarzystwo jakiemuś enigmatycznemu trenerowi, który po zajęciach, zgodnie przecież z papierkiem od rodziców, puścił watahę samopas.
Z kolei poprzednia wycieczka - ciekawe, że tylko dla mnie było coś nie tak w komunikacji - zaczęła się dla mnie tak, że wydzwaniałam do organizatora, a następnie do właścicielki biura organizującego wyjazd, w końcu do recepcji schroniska, właścicielki schroniska, i ostatecznie do (uwaga!) kucharek w schronisku, bo Młoda jest alergiczką i nie wszystko może jeść. Wszystko dlatego, że wydawało mi się, że organizując kilkudniowy wyjazd, opiekunowie nie zaniedbają opieki i prób zapewnienia bezpieczeństwa wychowankom. Już pomijam, że informacja ograniczyła się wklejenia linku do strony organizatora z zaznaczeniem, którą to z rozrywek młodzież wybrała. Koszty zmieniały się aż do dnia wyjazdu. Umowa między organizatorem a wychowawczynią była żałosna: nie określała żadnych zobowiązań organizatora, ramowego programu, a była jedynie zobowiązaniem poniesienia kosztów.

Więc jak: bezpieczeństwo i pełna kontrola, kiedy instytucji to pasuje i pełny luz, kiedy trzeba coś w kierunku zapewnienia bezpieczeństwa i kontroli zrobić?
Dlaczego rodzice godzą się z arogancją szkolnych instytucji?
Ano godzą się, bo szybko dostają etykietkę wichrzycieli i roszczeniowców. Boją się na dodatek, że ich działania odbiją się na dziecku.

Dla zainteresowanych:
* rozporządzenie MEN w sprawie religii w szkole
* kilka poprawek: *, *, *.

poniedziałek, 29 września 2014

Goa za 900 zł?

No i znowu mnie trafiło...
Od kilku tygodni sprawdzam klientce przeloty do Indii. Klientka ma konkretne wymagania dotyczące dat przelotów, za to port w Indiach jest jej obojętny. Ostatnio ceny spadły do około 2 tys., ale to i tak dla klientki zbyt dużo, więc dziś uszczęśliwiła mnie linkiem do mojego ukochanego (sarkazm) fly4free. A w linku rewelacja, czyli Goa poniżej tysiaka, ktoś nawet napisał, że wylot na Goa z powrotem z Bombaju ma za 200 eur. Takie ceny pojawiały się na irlandzkim i holenderskim ebookersie. Nie miałam szans przeanalizowania ceny, ale na 99% był to błąd polegający na nieprawidłowej kalkulacji tax.
Nie udało mi się nikogo namówić do wklejenia kalkulacji z etixa. Pod koniec dnia pojawiły się jakieś informacje o voidach biletów, ale zapewne część osób, które takie bilety kupiły, nawet na nie polecą. 
Miałam klientkę, która w podobny sposób kupiła 5 biletów: na lotnisku okazało się, że mogą polecieć - ta dam -  całe 3 osoby, bo o 2 biletach słuch zaginął. Bywa.
Sądząc po komentarzach, niektórzy zdają sobie sprawę, że kupują bilet, którego cena jest skutkiem błędu. Nawet gdyby wiedzieli, że za tego rodzaju błąd zapłaci agent (najprawdopodobniej personalnie jakiś irlandzki czy holenderski Kowalski), zapewne nie zrezygnowaliby z zakupu. I to prawo pasażera. Natomiast wypowiedź ze strony Fly4free jest arogancka:


i pachnie ścierwojadem niestety... Bo nie wierzę, że się nie orientują, że te mega-cuda to błędy, z których ktoś skorzysta, a ktoś się może mocno bardzo zdziwić. Kupując taki okazyjny bilet, trzeba przed wylotem sprawdzić, czy faktycznie bilet jest, czy są w nim wszystkie segmenty podróży. 
Dobrze by było, żeby był normalny kontakt z agentem. Zdarzyło mi się, że Malezyjczyk nie widział biletu jednej z pasażerek w rezerwacji dla 5 osób. Udało się rozwiązać problem w ciągu 3 minut. A co zrobić, kiedy agent nie odpowiada ma telefony i maile?
A tu puszczony jeszcze kretyński komentarz o "działaniach psujących wizerunek firmy"... Ludzie, rachunek ekonomiczny jest prosty: jeżeli sprawa dotyczy kilku biletów to duży agent podźwignie, kilkuset może nie chcieć finansować nawet gigant. 
Pracowało mi się przez moment w sporym biurze internetowym. Wystawialiśmy w sumie pewnie z kilkaset biletów dziennie głównie z rezerwacji przez stronę. Kto nie wyłapał gniota, płacił z własnej kieszeni. Niefajniutko. Ale może pod tym względem w Irlandii czy w Holandii mają lepiej i mogą olać, że wystawiają bilet o 250 eur tańszy niż powinien być.
Ale w sumie to zazdroszczę tym, którzy się załapali na taniej i polecą :)

czwartek, 25 września 2014

Dają, to biorę ;)

Kolejka na czytniku rośnie niemiłosiernie, ale i tak zbieram gratisy. Tym razem w Almaz. Nie rejestrowałam się w ksiągarni, e-booki były darmowe (choć teoretycznie kosztowały 4 grosze), ale i tak trzeba było podać wszystkie dane.



Na efekt czekałam do rana o 8.03 pojawił się mail z linkami do pobrania e-booków. A wyglądał masakrycznie:


Za to pliki w 3 formatach: epub + mobi + pdf. Na pierwszy rzut oka całkiem przyzwoite.

środa, 24 września 2014

Marek Krajewski "Władca liczb"


"Władcę liczb" udało mi się przeczytać jeszcze przed premierą wydania papierowego, ponieważ e-book pojawił się już 20ego sierpnia. Bardzo mi się to spodobało. Brawa dla Znaku i Woblinka.
Rzuciłam się na książkę od razu. I oczywiście pełna satysfakcja. 
"Władca liczb" to kolejny, trzymający poziom kryminał z Popielskim w roli głównej. Kolejny, w którym rolę śledczego odgrywa również syn Popielskiego, Wacław Remus (kurczę, jeszcze mniej sympatyczna postać). 
Tym razem Popielski tropi szalonego wyznawcę krwiożerczego Belmispara. 
Jak zwykle u Krajewskiego jest dużo mroku, dużo matematyki, trochę logiki i języków klasycznych, no i duuużo Wrocławia (czasem zastanawiam się jak się to czyta nie-Wrocławianom), chociaż hasło reklamujące książkę, wydaje mi się jednak nieco przesadzone:


To, co w tej chwili uderza mnie w książkach Krajewskiego, to potworna plastyczność i emocjonalność języka. Czytam i czuję odrazę, niechęć, oburzenie. Niewiele tu pozytywów, ale nawet potworności opisane są tak, że nie sposób, nie tylko się oderwać, ale i nie poczuć. Nie mam pojęcia jak można budować akcję na trudnych do zniesienia bohaterach. Jeśli Popielski to alter ego Krajewskiego, to chyba jednak będę się trzymała z daleka od spotkań autorskich.
Tym niemniej to bardzo dobra literatura klasy B - idąc za słowami samego pisarza.
Bardzo ujęła mnie refleksja na temat czasu:


Też nie lubię cierpieć...


Marek Krajewski
Władca liczb
Wydawnictwo Znak, premiera 11 września 2014
w edycji papierowej 312 stron
9/10

czwartek, 18 września 2014

Mega promo z empik.com, czyli Lackberg za 4,91 zł

Zapisuję się na newslettery ulubionych księgarni. I co? I nic. Jakoś nie dostaję informacji o mega promocjach. Na szczęście czasem przeciekają do komentarzy w Świecie Czytników. I tak oto w empik.com e-booki z 70% rabatem. Trzeba być zalogowanym, wpisać w koszyku "pk20sc" i kupować książki z listy w świetnych cenach. Ja w końcu nabędę drogą kupna "[bubble]" (zresztą cała trylogia wychodzi za niecałe 23 zł). W mega cenach, nawet lepszych niż w zabugowanym niegdyś Allegro, jest również trylogia "Millenium", Nesser, Marklund...
Uwaga: kod jest jednorazowy.


czwartek, 11 września 2014

promocja Ambera... podziękuję, jednak wolę Hyperversum

Amber raczej nie wydaje wiekopomnych dzieł. Mam wrażenie, że większość to czytadła, które raczej wcześniej niż później trafią do wyprzedażowych koszy w hipermarketach. I chociaż Amber nie kojarzy mi się z jakoś szczególnie wysoko, to dość chętnie sięgałam po ich książki, szczególnie młodzieżowe, które czyta też Córka.
No właśnie... sięgałam... 
Dziś Publio zaproponowało 1-dniową promocję na Ambera. Zainteresowałam się, bo poluję na książki Meg Cabot (prześmieszne), chciałabym umieścić na czytniku "Córkę dymu i kości" oraz "Dni krwi i światła gwiazd"... Kilka analogów stoi na półkach, ale jakoś wygodniej się nam wszystkim sięga po e-booki, więc miałam zamiar zaopatrzyć, głównie Młodą, w kolejne zestawy literek.
Pokusa była, ale zrezygnowałam. Dlaczego? Bo wydawnictwo puszcza papier taniej niż e-booki. "Triumf owiec" i "Sprawiedliwość owiec" kupiłam w zestawie za 7 (słownie: siedem) złotych. W cenach od 5 do 9 złotych były w księgarniach i marketach książki Cabot, Taylor, czy Hocking. Wycięte lasy, tony farby drukarskiej, transport... A e-booki nie tanieją. Podobnie jak Jaguar, Amber nie promuje książek elektronicznych. Obawiam się, że prędzej się skończą licencje, niż wydawnictwo puści taniej czytadełka. I dlatego zrezygnowałam z zakupu. W końcu sama zeskanuję i zrzucę na czytnik, albo po prostu poszukam na chomikuju. W końcu na półce papier stoi...

A póki co w zaskakującej cenie, 0 zł, pobrałam "Hyperversum" z ebookpoint i zgadnijcie: czy zrezygnowałam z zakupu drugiej części?



wtorek, 9 września 2014

Irytujące on-line

Wczorajszej nocy próbowałam złożyć sobie zamówienie Oriflame. Fakt, że w ostatniej chwili, ale przecież mam do tego prawo. Jakiś błąd uniemożliwił mi zalogowanie się na stronie.


Próbowałam kilkakrotnie, z zerowym skutkiem. Kilka minut po północy poddałam się i powędrowałam spać. Z komórki wrzuciłam jeszcze życzenia urodzinowe dla kuzyna. Bo skoro FB przypomina, głupio nie zareagować. To przecież rodzina, bliska i na dodatek lubiana. Ale, no cóż, spóźnione, bo na FB czasem nie zaglądam...
Poranek upłynął mi na wypychaniu Młodej do szkoły i Męża do pracy, jak to zwykle w dni popołudniowej szychty bywa. Po czym siadłam do maili, a tam coś, co podniosło mi ciśnienie:


No ludzie... W środku nocy kłopoty z logowaniem, to do 7ej rano przedłużają ważność katalogu?! Do 7ej rano?! To chore naprawdę. I zakłada, że człowiek nic innego nie robi, tylko sprawdza maile. I stale jest on-line. Maila przeczytałam po 10ej. Gdybym szła do pracy na rano, pewnie odebrałabym go późnym wieczorem. Jako wkurzacz o poranku się nadał. I nie chodzi o to, że system miał błąd, bo decydując się na złożenie zamówienia w ostatniej chwili, niestety ryzykuję takie sytuacje (i dotyczy to też ostatniego dnia promocji, czy ostatniego terminu płatności). Chodzi o coraz powszechniejsze przekonywanie, że stale musimy być na bieżąco, on-line, w kontakcie. Otóż nie musimy. Firma, chcąc pójść na rękę konsultantom, mogła zdecydować się na ręczne przetworzenie zamówień, a nie przedłużanie takiej możliwości do 7ej rano, kiedy większość z nas naprawdę ma co robić w realu. Ktoś się wykazał brakiem wyczucia, a nawet, rzekłabym, brakiem szacunku.

I jak już tropem irytującego on-line idziemy, to zabawna promocja Woblinkowi się dziś zdarzyła:


A łańcuszek szczęścia na komórkę dobił mnie zupełnie: "Masz godzinę, żeby go przyjąć...", a jak qrna nie, to co?!



A to nawet nie połowa dnia... 

niedziela, 7 września 2014

Urodziny Świata Czytników

Wczoraj wieczorem przykuł moją uwagę urodzinowy wpis w Świecie Czytników. Pod wieloma komentarzami mogłabym się podpisać: dla mnie również to jedyny blog, który czytam codziennie. Przy czym dla mnie ogromną wartość dodaną stanowią komentarze, więc o ile około południa rzucam się na wieści o promocjach, o tyle wieczorkiem obczytuję rekomendacje, spory, wymiany poglądów. Hejterzy są błyskawicznie pacyfikowani, a przemyślenia czytnikowe i eksiążkowe, czy widzi-mi-się rozmaite śmiało przedstawiane. W dyskusjach uczestniczą czasem również wydawnictwa i e-bookarnie, co z kolei daje fajny ogląd drugiej strony. Pamiętam również i komentarz pisarza, Marcina Bruczkowskiego. 
Robertowi Drózdowi udało się zbudować ciekawą społeczność, tym ciekawszą, że niezbyt reprezentatywną, czytającą... Gratulacje i najlepsze życzenia na przyszłość.

Przy okazji zajrzałam do najgorętszych dyskusji... i spiekłam raka. Wrzuciłam komentarz z takim ortografem, że łącze powinno się przepalić, ale niestety poszło. I tak już zostanie, póki internet trwał będzie. Co za wstyd.

A przy okazji, skoro już o komentarzach mowa, to właśnie z komentarzy w Świecie Czytników zaczerpnięta promocja (i tylko do dziś) m.in. na Przedksiężycowych Anny Kańtoch w Powergraph.

niedziela, 24 sierpnia 2014

Jeff VanderMeer "Ujarzmienie"

Przez 4 tygodnie potwornie męczyłam się z "Ujarzmieniem".  I nie dlatego, że stanowi szczególnie wyszukane wyzwanie intelektualne, ale z powodu poczucia, że nawet sam autor nie wie, co opisuje. I gdyby to było sprawozdanie, można by zagubienie przełknąć, ale w powieści pretendującej do s-f nie bardzo da się to zdzierżyć. Długie, bełkotliwe, pseudointelektualne opisy są zdziebko nudnawe. Akcji nie ma prawie wcale. Relacje między bohaterami są chore, wręcz paranoiczne. A do tego te "imiona": biolożka, Kontroler, Głos... Jesuuu... Byłam tak zmęczona, że dreszcz wywoływało tylko spojrzenie ile pozostało do końca...
I tak się toczyło mniej więcej do 85%, kiedy to znienacka pojawiła się akcja, opisy stały się spójne, emocje soczyste, a dreszczyk godny najlepszych horrorów. Mniam. 
I jak to teraz w modzie: ciąg dalszy nastąpi. "Acceptance" ukaże się w oryginale już we wrześniu, więc, sądząc po tempie Wydawnictwa, jeszcze w tym roku można się spodziewać zamknięcia serii. Mam nadzieję, że zakończenie pozwoli mi wyżej ocenić zarówno "Unicestwienie" jak i "Ujarzmienie".


Jeff VanderMeer
Ujarzmienie
tyt. oryginału: Authority
przekład: Anna Gralak
Wydawnictwo Otwarte, czerwiec 2014
w wydaniu papierowym 400 stron
5/10

piątek, 18 lipca 2014

różne okazje

Upoluj e-booka tego nie wyłapie, a Świat Czytników nie opisze, ale są okazje:

* w Ravelo 5 nowości (uwaga na brak multiformatu) po 9,90 zł za każdą. Jest "Motyl" Genovy, "Grand" Wiśniewskiego, "Pochłaniacz" Bondy, Północ w Pekinie Frencha i "Zakochać się" Ahern

sklep.powergraph.pl działa promocja pyrkonowa, czyli e-booki po 11,25 pod warunkiem, że się kupi jednocześnie 4 sztuki. Jest między innymi "Felix, Net i Nika" (oczywiście, bo jakże by inaczej) i chwalony Robert M. Wegner.

* Nexto udostępniło kod rabatowy obniżający cenę e-booków i audiobooków o 25% (ale nie niżej niż do 10 zł) ważny tylko przez weekend i na dodatek działa kaskadowo, czyli łączy się również z promocjami (oprócz promopacków...) - nexaEQjb8C5qu

* w empiku całkiem niezła promocja znowu na W.A.B., ale również jest trochę książek młodzieżowych z rabatem całkiem miłym

niedziela, 13 lipca 2014

ebookowe łowy

Pochodzę z domu, w którym się sporo czytało i z czasów, kiedy po książki ustawiały się kolejki. Żeby coś interesującego kupić, trzeba było mieć chody w księgarni (ja miałam w Ossolineum). Książki można było też dostać w skupie surowców wtórnych za makulaturę: do wyboru 4 tomy dzieł Mickiewicza, albo papier toaletowy... Poza tym szalała cenzura i wprawdzie żelazna kurtyna już nie istniała, to rynek wydawniczy był mocno wschodni. To były czasy... 
Niestety po takiej obróbce, po odwilży, stałam się bibliomanką albo nawet bibliomaniaczką kupującą książki bez opamiętania. 
Książki elektroniczne i e-papier uważam za genialny wynalazek: teraz sporą biblioteczkę mogę mieć stale przy sobie i oczywiście stale ją wzbogacam bez konieczności wstawiania do domu kolejnych regałów... Dbać przy tym muszę o gusty i możliwości (Młoda pochłania straszne ilości literek) czytelnicze moich najbliższych, no i o kasę niestety, więc na ebookowe łowy wyruszam niemal codziennie. 
Po pierwsze zaglądam do Świata Czytników po codzienny raport Roberta Drózda z promocji dostępnych w niemal wszystkich większych ebookarniach. Warto przeglądać komentarze pod wpisami. Często, oprócz interesujących dyskusji, pojawiają się informacje o innych okazjach: do tej pory pluję sobie w brodę, że w ramach odwyku postanowiłam kiedyś nie zajrzeć po raz kolejny do komentarzy i umknęły mi bugi na Dicka w ebookach.Allegro. Z kometarzy pochodził działający blisko 2 miesiące kod rabatowy do Nexto, informacja o 20zł za zapisanie się do newslettera Wydawnictwa Literackiego, kod na 70% rabatu na ebooki w empik.com, że nie wspomnę, o co najmniej kilku linkach do pobrania bezpłatnych książek. Generalnie ludzie się dzielą informacjami, kodami i rabatami. Sama udostępniam tam czasem nadmiarowe kody do Woblinka, korzystałam też  z udostępnionych przez innych kodów. Świat Czytników ma również całkiem przyzwoitą porównywarkę cen.

Kolejnym narzędziem, nie tylko do wyszukiwania promocji i porównywania cen, ale również pomocnym w ogarnięciu własnej biblioteczki jest serwis Upoluj Ebooka. Serwis między innymi zapisuje zmiany cen książek, więc po zalogowaniu można podejrzeć kiedy i w jakiej księgarni ebook był najtańszy. Oczywiście nie można w to wierzyć bezkrytycznie:



Oprócz tego po rejestracji w serwisie jest możliwość recenzowania książek, tworzenia własnej biblioteczki, generowania kodów rabatowych - idealne w przypadku np. ebooków.Allegro, gdzie kody łączą się z rabatami, czy ustawienia alertu na cenę: system wysyła informację, kiedy książka pojawi się w promocji (tu również zalecam ograniczone zaufanie). Upoluj Ebooka prowadzi również, własne programy marketingowe, jak choćby program lojalnościowy, czy promocje we współpracujących księgarniach.
Reszta, to już grzebanie indywidualne. Empik.com nie pokazuje się w żadnym z powyższych serwisów, a w newsletterach często nie ma informacji o ebookowych promocjach. Zdarzają się krótkie promocje, ogłaszane przez ebookarnie tylko w newsletterach (warto się zapisać, czasem są z tego nawet dodatkowe profity, np. teraz w ebookpoint podobno jest do pobrania pierwsza część "Pamiętnika nastolatki") albo na FB. Systematycznie zaglądam na Ravelo.pl - mniej więcej raz na 2 tygodnie zdarzają się gorące nowości za 9,90 zł. Całkiem spore promocje miewają również wydawnictwa, np Czarna Owca lub Wydawnictwo Literackie.
Zrezygnowałam z zapisywania się do kolejnych księgarń. Mimo Calibre, Dropboxa i Upoluj Ebooka już teraz mam problem z ogarnięciem biblioteczki. Wychodzę z założena, że jeżeli duża promocja zdarzyła się w jednej księgarni, zdarzy się i w drugiej, oczywiście za wyjątkiem wydawnictw i tytułów na wyłączność, np. poza Publio nie kupi się wydawnictw Agory, Woblink ma wyłączność na Znak, a CDP na SuperNową, a więc Sapkowskiego...
Trzeba też pamiętać o BookRage i całym stosie ebooków z publicznej domeny dostępnych na Wolnych Lekturach.
Jeszcze jedna rada: jeżeli zdarzy się bardzo niska cena na ebooka, którego bardzo chce się mieć, trzeba od razu kupować. Zdarzyło mi się, że w Publio krótko po północy pokazała się za 9,90 zł jakaś bardzo interesująca nowość. Byłam zmęczona, pomyślałam wzorem Scarlett "zajmę się tym rano", a rano w cenie dnia był już zupełnie inny tytuł... Kilka dni temu szykowałam się na "Syna" Nesbo w Ravelo. Promocja (9,90!) miała trwać do niedzieli, ale w niedzielę "Syn" kosztował już przeszło 20 zł.

sobota, 12 lipca 2014

Janusz Koryl "Urojenie"


No wow, po prostu książka z jajem. Najpierw było trochę strasznie, mrocznie, niesamowicie i kryminalnie, ale gdzieś w okolicach 75% już wyłam ze śmiechu. Ale od początku... 
Aspirant Mateusz Garlicki zaczyna rok niefajnie: wdaje się w bójkę z oprychami, którzy napadli na Bogu ducha winną dziewczynę. Chwilę potem zostaje wezwany na komendę, ponieważ pojawił się tam niejaki Tadeusz Olczak z zakrwawionym nożem w garści i wyznaniem, że właśnie zabił kobietę. Olczak trafa za kratki, a policjanci pod podany przez mordercę adres. Okazuje się jednak, że pod wskazanym adresem zwłok brak. Wpieniony Garlicki rzuca się do powtórnego przesłuchania "dowcipnisia", ale Olczak znika z zamkniętej celi. Śledztwo zaczyna się komplikować, a Garlicki popada w coraz większą nieszczęśliwość.
Książka napisana sprawnie i, jak już wspomniałam, z jajem: opis przebieżki przez miasto za psem tropiącym jest śliczna, a seans spirytystyczny na komendzie... boki zrywać. Zakończenie takie, że od razu ułożyła mi się lista pytań z początkiem "a co do cholery z...?"
Ale i tak mi się podobało.
A okładka jest mocna. Bardzo mocna.

Janusz Koryl
Urojenie
Wydawnictwo Dreams, styczeń 2013
w wersji papierowej 216 stron
6/10

piątek, 11 lipca 2014

Kate Harrison "Plaża Dusz"

"Plaża Dusz" mnie zaskoczyła. Owszem, jest to czytadło dla nastolatek z 16-letnią bohaterką (to wkurzające, że pije i uważa się za nie wiadomo jak dorosłą), ale z klimatem. Pomysł opiera się na katolickiej wierze w istnienie Otchłani, czyli miejsca, gdzie trafiają istoty generalnie bez winy, ale obciążone grzechem pierworodnym. W katolicyzmie limbus przeznaczony jest dla nieochrzczonych niemowląt. Niewątpliwie ta idea była inspiracją autorki.
Alice przeżywa żałobę po starszej siostrze - pięknej, utalentowanej i znanej szeroko dzięki reality show - uduszonej przez nieznanego psychopatę. Właśnie opis żałoby: bólu, odrealnienia i tęsknoty, prób radzenia sobie z tym stanem uderzył mnie na początku. Wejście Alice do wirtualnego świata Plaży Dusz, zamieszkałego przez zmarłe nastolatki, uzależnienie od codziennych odwiedzin, rozmów z zamordowaną siostrą i jej przyjaciółmi, wydało mi się zrozumiałe i konsekwentne. Zaburzone na skutek żałoby relacje z rodzicami, przyjaciółmi i znajomymi, opisane są wiarygodnie. Fabuła jest wciągająca, poprowadzona zgrabnie i logicznie, a dodatkowe wtrącone wypowiedzi zabójcy przerażają...
Od strony technicznej irytowało mnie rozstrzelenie liter w niektórych słowach - jakby autorka sama pilnowała interpretacji, zaznaczała, na co trzeba zwrócić uwagę. Niestety w wydaniu elektronicznym niektóre frazy były przez to mniej czytelne. No i pozostawało wrażenie potraktowania czytelniczki jak głąba, co to nie da sobie rady z interpretacją prostego skądinąd tekstu.



Wydaje się, że książka została wydana wyłącznie w wersji elektronicznej, co w przypadku Wydawnictwa Dolnośląskiego bardzo mnie zdziwiło. Ponieważ "Plaża Dusz" opisana jest jako pierwsza część trylogii, zaczęłam szukać kolejnych części. Zdziwiło mnie, że dostępne są tylko w Wielkiej Brytanii, nie są dostępne na międzynarodowym Amazonie, ale znalazłam je najpierw na stronie autorki, a potem w Waterstones (brytyjskim Empiku, czy może Matrasie): "Soul Fire" i "Soul Storm" - są opatrzone DRM, więc poza moim zainteresowaniem. Pytanie do Wydawnictwa Dolnośląskiego: czy zamierza wydać pozostałe części? 
Jakkolwiek postać bohaterki jest dla mnie niepokojąca jako dla matki nastolatki, bo nie uważam 16-latków za dość dojrzałych na seks, picie piwa w pubach, czy mocniejszych alkoholi na imprezach, to jednak "Plaża dusz" wydaje mi się opowieścią na tyle interesującą, że wartą kontynuacji, czego na przykład nie mogłam powiedzieć o innych tego typu książeczkach. Oczywiście może się w przyszłości okazać, że jednak lepiej było pozostać przy pierwszej tylko części, ale chciałabym się o tym przekonać sama.


Kate Harrison
Plaża Dusz
tyt. oryginału: Soul Beach
przekład: Irena Wypych
Wydawnictwo Dolnośląskie, 2013
(czyżby tylko e-book?) 203 strony
7/10

środa, 9 lipca 2014

Kryminalny Wrocław. Mroczne przechadzki po mieście


"Kryminalny Wrocław" jest zbiorem opowiadań, ale określiłabym je raczej jako opowiadania z dreszczykiem, opowiadania z nutką makabry, ale nie jako opowiadania kryminalne. Zdecydowanie w roli głównej, niemal nachalnie, występuje Wrocław (dlatego zresztą rzuciłam się na tę książkę), chociaż większość opowieści mogłaby się dziać gdzie bądź. Słowo daję, że tę książkę powinno się dodawać obcokrajowcom do przewodników turystycznych - jak nic polecieliby oglądać nawet szalet miejski.
Opowiadania kryminalne to nie taka prosta sprawa, bo jak w króciutkiej formie zawrzeć spójną intrygę: zagadkę i jej rozwiązanie? Utwory są dość nierówne, mają różny klimat. Moją uwagę zwróciły opowiastki autorstwa Marty Guzowskiej, chyba najbardziej zbliżone do czarnego kryminału, ale "Autor - widmo" Agnieszki Krawczyk też zasługuje na uwagę.
Czytadło lekkie, przyjemne, ale nie rewelacyjne. Wygląd wersji elektronicznej pozostawia bardzo wiele do życzenia.

Kryminalny Wrocław. Mroczne przechadzki po mieście.
Wydawnictwo Oficynka, październik 2013
w wersji papierowej 240 stron
5/10

Pierwszy dzień jesieni | Marta Guzowska
Zasada stratygrafii | Marta Guzowska
Autor-widmo | Agnieszka Krawczyk
Cień wrocławskiego dworca | Agnieszka Krawczyk
Elegancja | Marta Guzowska
Pozory mylą | Agnieszka Krawczyk
Śmierć na moście | Agnieszka Krawczyk
Rękopis Dantego | Adrianna Michalewska
Podziemne miasto | Adrianna Michalewska
Kładka czarownic | Adrianna Michalewska
Pytanie retoryczne | Marta Guzowska

wtorek, 8 lipca 2014

Zróbmy sobie e-booka

Zaczęło się od Quirisa w Świecie Czytników.


Potem było zdziwienie, że zrobił się ruch.


W końcu pojawił się porządny wpis na temat idei wikizródeł i digitalizacji książek z domeny publicznej, wraz z instrukcją jak to robić, żeby było dobrze: "Chcesz pomóc w odtworzeniu e-booków? Wikiźródła czekają!".
Oczywiście też się na chwilę przyłączyłam, chociaż to robota żmudna i niewdzięczna, ale faktycznie może dawać satysfakcję.